[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Chałubińskiego, a grono miłośników gór rzuciło się do badania sprzętów, zdobnictwa i budownictwa
góralskiego (p. Bronisław Dembowski, dr Władysław Matlakowski, Stanisław Witkiewicz), - podniesiono
gwarę podhalańską do wyżyny języka pra-polskiego, entuzjazmowano się nim i stawiano na miejscu
naczelnym. Stanisław Witkiewicz tłumaczył na gwarę podhalańską "Fioretti" św. Franciszka z Asyżu, a
Kazimierz Przerwa-Tetmajer w gwarze wyrzezbił swe arcydzieło "Na skalnym Podhalu". O ile pierwsi
poeci tatrzańscy za mało przyłożyli uwagi do poznania i wciągnięcia w swe pisma mowy góralskiej
istotnej, o tyle pózniejsi pisarze uczynili na odwrót: - za wiele. Dla kogóż bowiem Stanisław Witkiewicz
tłumaczył Lwa Tołstoja, albo świętego Franciszka na dialekt tatrzański? Ani jeden góral tych przekładów
nie czytał i nie mógłby czytać, umiejąc czytać jedynie po polsku, a garstka snobów znała przecie i bez
gwary utwory świętego Franciszka i Lwa Tołstoja, Ogół zapoznał się z mową górali i przyswoił sobie z
niej bardzo wiele wyrazów. Wszyscy wiedzą już, co znaczy pazdur, płazy, rysie, skrzyżal, żabica,
krzesanica, upłaz, a nadto nauczyli się na pamięć od górali wielu wyrazów obcego pochodzenia, jako
niby rdzennie polskich: cucha (rumuńskie), watra (rumuńskie), siklawa (węgierskie), kierpce, wirch,
kierdel, baca, juhas i t. d. (słowackie).
Same nazwy miejscowości wskazują wyraznie na to, iż Tatry były wędrowiskiem pasterzy rozmaitego
pochodzenia: Rumunów, Słowaków, Węgrów, oraz górników, czy przemysłowców Niemców, a ta
rozmaitość przychodniów w te doliny górskie uwidoczniła się w języku, który został, - w języku stałych
mieszkańców Podhala. Obok nazw rdzennie polskich - Osobita, Kościeliska, Gubałówka, Zwinnica,
Kościelec, Krzyzne, Miedziane, Młynarz, Dolina białej wody, Morskie Oko, Czarny Staw, wreszcie
Zakopane i t. d. słyszymy nazwy zupełnie obce: Giewont, Gierlach, Waksmundska polana, Matlary,
Szaflary, a nadto - Hruby, Hawrań, Krywań, Zubsuhe, Murzasichle i tym podobne. Język podhalański
nie jest tedy czystym wzorem języka staropolskiego, jak utrzymywano, lecz jest jedynie nadzwyczaj
ciekawym obrazem zazębienia się wzajemnego mowy rozmaitych banitów i pasterzy, którzy ze swymi
kierdelami, pod wodzą baców i przy udziale juhasów przybywali w te polskie od wieków pustkowia.
Pragnąc odnalezć idealnie polską, to znaczy możliwie najbardziej wolną od wpływów zewnętrznych
gwarę - macierz, należałoby szukać jej nie na pograniczu, lecz właśnie w głębi, niejako w łonie,
macierzystego kraju. Należałoby wynalezć w Polsce krainę, położoną z dala od wszelkich granic, a więc
od wpływu niemieckiego, czeskiego i ruskiego, iście słowiańską od samego początku, wreszcie
nieobfitującą w miasta i mało uprzemysłowioną. Takim krajem, według mojego rozumienia, będzie
obręb terytorium, na którego jednym krańcu leży miasto Opatów, na drugim miasteczko Przedbórz, -
na północy Ilża, na południu Stopnica. Jest to więc mniej więcej obszar gór i lasów świętokrzyskich.
Okolica ta ma, - w przeciwieństwie do Tatr, które reprezentują pasterski sposób życia mieszkańców z
niejaką domieszką rolnictwa (owies, grule),- wszystkie stopnie rozwoju: pasterski i leśny w okolicy
samych Aysogór, rolniczy, jak we wszystkich innych okolicach kraju, (uprawa wszystkich zbóż i nasion,
z wyjątkiem pszenicy), ogrodnictwo, wysoko postawione na południowym zboczu gór świętokrzyskich
(w Bielinach, Porąbkach, Słupi, Krajnie), oraz w średniowieczu wszczęte, w jednych miejscach zamarłe,
legendarne, w innych do dziś istniejące kopalnictwo rud żelaza, miedzi, marmurów w Miedzianej Górze,
Karczówce, Chęcinach, Suchedniowie. Ten to leśny kraj, przegrodzony trzema równoległymi łańcuchami
wzgórz i wyniosłości świętokrzyskich, był w zamierzchłych czasach granicą naturalną dwu plemion
macierzystych - Wiślan i Mazowszan. Mazowszanie "zajmowali 4) dolną Pilicę, średnią i dolną
Sandomierzę, ostatnie ich placówki sięgały aż po dolną Chotczę. Stykali się z nimi od południa Wiślanie,
- ale, zdaje się, pierwotnie nie bezpośrednio. Góry Zwiętokrzyskie, które idą w tym kierunku, co i
osadnictwo mazurskie, dzieliły ich od siebie. Dziś, potomkowie owych Wiślan - Krakowiacy i
Sandomierzanie, przeszli i na północne ich skłony. Nie sądzę jednak, aby w plemiennej, przedpolskiej
jeszcze dobie. Zgodnie z tym przypuszczeniem widzimy stoki południowe Zwiętokrzyskiego pasma
silniej i dawniej zaludnione, północne zaś, szczególniej od wschodu, jeszcze w XV i XVI wieku były
prawie puste. Można więc z tego wywnioskować, że Wiślanie dopiero w czasach historycznych zajęli je,
posuwając się od silniej zaludnionego południa. W każdym razie byli oni pierwszymi ich osadnikami i
ubiegli Mazowszan, którzy od północy szli ku nim, - ale do nich nie dotarli. Pasmo gór owych, widocznie
stanowiło niegdyś międzyplemienną puszczę. Grzbiet ich, najeżony gęstym, czarnym lasem długo, dla
obu plemion niedostępny, podnosił się pusty i bezludny. Wiślanie jednak postąpili bliżej ku niemu i
zaczęli go przechodzić na drugą stronę, podczas kiedy Mazowszanie bardziej się z daleka trzymali.
Trzeba więc przyjąć, jako granicę północną Wiślan w dobie plemiennej: zródła Warty, część
przynajmniej, jeśli nie całą górną Pilicę i góry Zwiętokrzyskie, które idą skośnie z północno-zachodu ku
południo-wschodowi. Za ich wierzchołkami mieszkali Mazowszanie. Przeszli oni dalej za Wisłę i znalezli
się na prawem jej porzeczu". Widzimy z tego rozmieszczenia pierwotnego osadnictwa tych okolic, iż
święty Zwierad, idąc w kierunku dzisiejszego Opatowa, spotykał na swej drodze lud, mówiący tym
samym co on "wiślańskim" językiem. Szczep wiślański wdzierał z południa w głębokie jodłowe lasy,
bukiem i dębem przetykane, z siekierą i sochą, wyrąbywał polany, na których, lasem ze wszech stron
otoczone, istotnie osadnicze do dziś stoją sioła, jak na przykład, Klonów na południowym zboczu góry
Klonowej. W obrębie elipsy, którą zaznaczyliśmy na mapie kraju, jedno tylko leży miasto - Kielce, -
równie, jak wsie tej strony, lasami otoczone, które niemal do jego przedmieść docierają. Było to miasto
biskupów krakowskich, nie posiadające ludności napływowej, niemieckiej, a nawet nie dopuszczające
poza swe bramy %7łydów, którym aż do początków XIX stulecia (do 1819 r.), nie wolno było osiedlać się
w tym mieście. Sterczą po górach ruiny zamków, w Bodzentynie, Chęcinach, Podzamczu, Iłży,
Mokrzku. Kryją się po leśnych wyniosłościach ruiny ariańskich świątyń, jak między Gruszczynem i
Krasocinem. Lasem gęstym tak otoczone, iż na drogach, prowadzących ku szczytowi, grube jodły
stanęły, zieją mchem i tarniną zarośnięte przepastne otwory porzuconych kopalń rozmaitej rudy, a
nawet pod ozdobą z dzikiej róży rozsypują się w gruzy dawne, poniechane fabryki. Tam i sam istnieje
dworzyszcze, przerobione z ariańskiego kościoła, jak w Jelenowie pod Nową Słupią, - albo w
żydowskiej, piaskami od świata odgrodzonej mieścinie Rakowie - snuje się niewiarygodne
wspomnienie, iż pracowały tutaj niegdyś liczne ariańskie drukarnie, wyrzucając na świat w polskiej
mowie bezcenne dziÅ› polemiczne pisemka.
Ludność tego obszaru jest do dziś dnia najrdzenniej polską, gdyż nigdy nie była wystawiona na żaden
wpływ ościenny. Całkowite stuletnie panowanie rosyjskie nie zostawiło w mowie ludowej prawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl