[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głowę w uprzejmym ukłonie.
- Masz rację. Przepraszam, Kate. Wybacz mi. Jeśli chcesz,
natychmiast odwiozę cię do domu. A mo\e chciałabyś powrócić do
zabawy?
- Nie - przeszedł ją dreszcz. - Nie chcę  spojrzała na niego
pytająco. - Tylko co będzie z Tonym, Claudiem i resztą? Pewnie
szalejÄ… z niepokoju. Podejrzewam, \e przeczesujÄ… teraz miasto w
poszukiwaniu mojej osoby.
- Nie potrafię się przejąć ich niepokojem - Luis zgasił światło i
poprowadził ją do korytarza. Wyszli bocznymi drzwiami wiodącymi
na wybrukowaną alejkę, przy której zaparkowany był mercedes.
- Oni nie zasługują na to, \eby się nimi przejmować
- powiedział ostrym tonem zamykając za sobą drzwi na klucz.
Luis jechał okrę\ną drogą, omijając zatłoczone miejsca.
- Przepraszam, \e jadę dłu\szą drogą do domu Connie - odezwał
siÄ™.
- Nie ma o czym mówić. I tak jestem ci wdzięczna, \e mnie
odwozisz - odparła Kate.
- Gdzie Claudio zostawił samochód? - spytał.
- Z Casa Londres poszliśmy do miasta piechotą.
Luis zaklął są\niście w ojczystym języku.
Wkrótce zostawili za sobą ciche uliczki przedmieścia i Kate ze
zdziwieniem rozpoznała wyłaniające się z ciemności nie wykończone
budynki szkolne, oświetlone tylko blaskiem księ\yca. Spojrzała
badawczo na Luisa, kiedy skręcał na jeszcze nie wyasfaltowaną drogę,
prowadzącą do przedszkola. Zatrzymał samochód za domem w
miejscu, którego nie było widać z drogi. Kate przeraziła się na dobre,
kiedy ustała praca silnika i zgasły reflektory.
- Co się dzieje? Co ty robisz? - spytała ostro.
- Dlaczego zatrzymałeś się tutaj?
Luis siedział na siedzeniu obok bez ruchu. Przez chwilę panowało
między nimi pełne napięcia milczenie.
- Okazuje się, \e jestem nie lepszy ni\ Claudio - odezwał się w
końcu. - Nie mogę przejść do porządku dziennego nad tym, co mi
powiedziałaś.
- Co ci powiedziałam?
- śe cię pocałowałem wyłącznie po to, \eby cię ukarać.
Nerwowym ruchem przeciągnął ręką po włosach. Po czym
odwrócił się do niej i odszukał w ciemności jej rękę.
- Chciałem ci dać nauczkę, to prawda, ale zastosowałem metodę,
o której marzyłem od dawna. A kiedy los rzucił cię w moje ramiona,
nie mogłem się oprzeć pokusie.
Serce Kate biło jak młot. Próbowała uwolnić rękę z jego uścisku.
- Posłuchaj, Kate. Chcę, \ebyś wiedziała, \e od bardzo dawna
marzyłem, \eby cię pocałować. Nasze pierwsze spotkanie było
zupełnym niewypałem. Zobaczyłem cię wtedy w szlafroczku, z
rozpuszczonymi włosami, jak trzymałaś w ręku kieliszek. Wyglądałaś
niesłychanie prowokująco.
- Przy drugim spotkaniu zachowałeś się równie niegrzecznie
wobec mnie, mimo \e ju\ wiedziałeś, kim jestem.
- Z zupełnie innych powodów. Rzeczywiście, wtedy ju\ mi
powiedziano, \e jesteś nauczycielką, ale wcią\ uwa\ałem, \e jesteś w
jakimś sensie uwikłana w tę sprawę z Claudiem. Podejrzewałem, \e
jak tylko zjawiłaś się w Vila Nova, nawiązałaś romans z moim
bratem, co byłoby zresztą w jego stylu.
- Ale zupełnie niepodobne do mnie - rzuciła. Próbowała cofnąć
rękę, ale jego palce zacisnęły się mocniej.
- Cicho, cicho, carinha. Uspokój się - przysunął się do niej i
ciągnął zdławionym głosem: - Wiem, \e nie miałem prawa samej cię
tu po ciemku przywozić.
Ale jestem tylko człowiekiem. A \aden mę\czyzna z krwi i kości
nie byłby w stanie oprzeć się takiej pokusie.
Kate siedząc nieruchomo toczyła ze sobą wewnętrzną walkę.
Zdawała sobie sprawę, \e był to odpowiedni moment, aby za\ądać, by
Luis natychmiast odwiózł ją do domu. Spojrzała w niebo pełne gwiazd
większych i jaśniej świecących ni\ w Anglii. Ile\ to razy spoglądając
z okien swego brazylijskiego pokoju w rozgwie\d\one niebo
odczuwała niepokój, tęsknotę za głębokimi, romantycznymi
prze\yciami.
I nagle szerokie ramiona Luisa przesłoniły jej gwiazdy. Wziął ją
w objęcia i zanim zdołała wykrztusić słowa protestu, jego usta zaczęły
przesuwać się po jej zaciśniętych powiekach i policzkach. Zaczęła
dr\eć, gdy całował ją z narastającą tkliwością. Z trudem chwytała
powietrze, kiedy poczuła jego usta na szyi. Wyciągnęła ręce, by
przyciągnąć go jeszcze bli\ej. Jej reakcja rozogniła Luisa. Jego ręce
błądziły po jej ciele. Kate przytuliła pałającą twarz do jego piersi i
wtedy poczuła, \e jego serce wali jak młotem.
- Namorada - szeptał - nie bój się.
- Luis, to nie strach pchnÄ…Å‚ mnie w twoje ramiona. Ale zdajÄ™
sobie sprawę, \e nie powinniśmy być tutaj sami. Moi uczniowie
pewnie by uznali, \e ich professora Inglesa zachowuje siÄ™ rozpustnie.
Odsunął się od niej o parę centymetrów, \eby spojrzeć w jej oczy.
- Zabraniam ci u\ywać tego słowa. Zabiję ka\dego, kto śmie go
u\yć - wybuchnął.
- Ale przecie\ sam tak o mnie myślałeś, kiedy zobaczyłeś mnie
po raz pierwszy.
- Querida, nie torturuj mnie wspomnieniem tamtej koszmarnej
nocy. - Wyciągnął rękę, \eby pogładzić ją po włosach. - Wiem, \e nie
powinienem cię tu przywozić i zazwyczaj łatwo nie ulegam pokusom.
Kate gwałtownym ruchem uwolniła się z jego uścisku i usiadła
wyprostowana.
- To ja powinnam była wymóc na tobie, \ebyś mnie natychmiast
zabrał do Casa Londres.
- Ale nie zrobiłaś tego, Kate - odrzekł czule. Chwycił jej rękę i
podniósł do ust. Kate zacisnęła powieki, \eby nie dać po sobie poznać,
jakie wra\enie wywarły na niej jego pieszczoty.
- Nic się nie stało - powiedziała po chwili wesoło.
- Daliśmy się ponieść atmosferze zabawy. Nic poza tym,
prawda?
- Naprawdę tak myślisz?
- Powiedzmy, \e chciałabym, \eby tak było.
- Westchnęła. - Oboje jesteśmy dorośli, Luisie. Oboje wiemy, do
czego takie całowanie mo\e prowadzić. Pragnę ci zwrócić uwagę, \e
nie nale\ę do kobiet skłonnych do wakacyjnych romansów z
mę\czyzną, którego pewnie po powrocie do Anglii nigdy więcej nie
zobaczÄ™.
- Za kogo ty mnie masz, Kate? - Luis gwałtownie odsunął się od
niej. - To prawda, \e cię tu przywiozłem jak jakiś romantyczny
młodzik w nadziei, \e dostanę całusa. Ale to wszystko. Gdybyś się nie
zgodziła, odwiózłbym cię od razu do domu Connie.
- Czyli, \e ja jestem wszystkiemu winna - odparowała Kate.
- Przyznaję, \e miałem ochotę cię pocałować. Ale nie próbuj
mnie oskar\ać o chęć uwiedzenia cię w takim miejscu. Przepraszam,
\e cię tu przywiozłem... meu Deus. Przepraszałem cię więcej razy ni\
jakąkolwiek kobietę w ciągu całego mego \ycia.
Krótki dystans do Casa Londres przebyli w czasie dwa razy
krótszym, ni\ gdyby Dinis siedział za kierownicą. Luis brał ostre
zakręty z taką szybkością, \e Kate ze strachu wbiła paznokcie w fotel. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl