[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uświadomiła sobie, że zamykanie się tam bez ubrania nie ma sensu.
- Co robisz w moim łóżku? - zapytała.
- To moje łóżko - przypomniał z chytrym uśmieszkiem Alessio. - Mój samolot.
Moje łóżko.
- Ale... mam na myśli... dlaczego leżysz obok mnie?
- Wybacz, ale w tym samolocie jest tylko jedna sypialnia. Zwykle mi wystarcza.
- Mogłeś spać na kanapie.
- Owszem, mogłem. Tak by postąpił osobnik współczujący i troskliwy, a ja jestem
samolubnym draniem. Czyżbyś zapomniała?
- Przepraszam, nie powinnam tak mówić. Nie wiem, czemu to powiedziałam.
- Byłaś szczera.
- Ale się myliłam - przyznała po chwilowym wahaniu. Cóż, położył się obok, ale
dopiero po tym, jak zapewnił jej wszystko, czego potrzebowała. - Kto mnie rozebrał?
- Ja. Muszę przyznać, że jak na konserwatywną doradczynię w sprawach związków
damsko-męskich nosisz bardzo seksowną bieliznę. - Uśmiechnął się. - Jesteś pełna nie-
spodzianek.
- Nie powinieneś mnie dotykać.
R
L
T
- Zrobiło mi się ciebie, żal, że się męczysz w wykrochmalonej bluzce. Ból głowy
minÄ…Å‚?
Poruszyła głową, żeby się upewnić, po czym przytaknęła.
- Tak, dziękuję. Skąd wziąłeś lekarza w powietrzu?
- Z kokpitu. Drugi pilot jest lekarzem. - Alessio wstał, podszedł do szarki wbudo-
wanej w ścianę i wyjął dla siebie ubranie.
Lindsay pomyślała, że Alessio Capelli zawsze prezentuje się bosko, niezależnie od
tego, czy ma na sobie doskonale skrojony garnitur, wymiętą koszulę czy sprany podko-
szulek. Starała się pamiętać, że pod tą atrakcyjną powierzchownością kryje się męż-
czyzna pozbawiony emocji.
Powtarzała to sobie, ale jakoś bez przekonania. No cóż, potrafił okazać troskę, ale
nie zmieniało to faktu, że czerpał zyski z ludzkiego nieszczęścia.
Lindsay zorientowała się, że Alessio patrzy na nią z niepokojem.
- Dobrze się czujesz? Czyżby ból wrócił?
- Nie, wszystko w porzÄ…dku.
- To dobrze. Za dwie godziny lÄ…dujemy. WezmÄ™ szybki prysznic, a potem chwilÄ™
popracuję. Nie musisz się śpieszyć ze wstawaniem. - Ruszył w stronę łazienki.
- Zaczekaj. - Lindsay odgarnęła włosy, wspierając się na łokciu. - Nie powiedziałeś
mi, dokąd lecimy. Wiem tylko tyle, że na Karaiby.
- Na Kingfisher Cay, na zachód od Antiguy. Jest tam sto akrów plaży z palmami,
całkiem pustej.
- Nigdy nie słyszałam o tym miejscu.
- Słyszeli o nim tylko ci, których stać, żeby tam pojechać - uściślił. - Wakacje na
Kingfisher Cay można spędzić jedynie na osobiste zaproszenie właściciela.
- Twój potencjalny klient przebywa tam na wakacjach?
- Potrzebuje odpoczynku od medialnego szumu otaczającego rozpad jego małżeń-
stwa.
- A ty wykorzystujesz sytuację, żeby mu zaproponować swoje usługi?
Alessio odpowiedział chłodnym uśmiechem.
R
L
T
- Tylko mając dobrego prawnika od rozwodów, może naprawdę odpocząć. Beze
mnie nie mógłby się uwolnić od jędzy, z którą się ożenił.
Lindsay zacisnęła dłonie na fałdach pledu.
- Nie obawiasz się, że właścicielowi wyspy może się nie spodobać, że w jego kara-
ibskim raju chcesz załatwiać interesy?
- Nie. - Alessio sprawiał wrażenie dość rozbawionego.
- A wie, że ja z tobą przyjeżdżam?
- A jakie to ma znaczenie? - zdziwił się.
- Może nie być na przykład wolnego pokoju.
- Jakoś się pomieścimy. Możemy zamieszkać w jednym.
- Wolałabym spać pośród rekinów.
- Możesz mieć nadzieję, że twoja siostra wywiązała się ze swoich obowiązków i
zarezerwowała dwa pokoje. - Po tych słowach wyszedł do łazienki i zostawił Lindsay z
jej wątpliwościami.
Od chwili, gdy się obudziła, ani razu nie pomyślała o siostrze. I to dlatego, że jej
myśli skupione były na Alessiu Capellim!
Z jękiem opadła na poduszkę. Dlaczego zamiast wieść w Londynie spokojne życie
leciała prywatnym samolotem na karaibską wyspę?
Hydroplan przesuwał się nad błyszczącą, turkusową taflą morza.
- O mój Boże, to niewiarygodne. Piękne - westchnęła Lindsay, spoglądając z góry
na wyspę otoczoną pasem szerokiej piaszczystej plaży.
Gdyby nie niepokój o Ruby, byłaby zachwycona wyprawą. Uświadomiła sobie
niedorzeczność takiego rozumowania. Gdyby nie Ruby, nie byłoby jej w tym samolocie!
Poza tym, chcąc jakoś przetrwać tydzień w towarzystwie Alessia Capellego, postanowiła
skupić się na obowiązkach, nie mogła pozwalać sobie na wakacyjny nastrój.
- Nigdy nie byłaś na Karaibach? - spytał Alessio, nie podnosząc wzroku znad prze-
glądanych papierów.
- Nie, nie podróżowałam zbyt wiele. - Lindsay nie chciała opowiadać o swojej
przeszłości i koszmarnym dzieciństwie. Po co? %7łeby rzucał swoje błyskotliwe uwagi?
Widząc, że samolot obniża lot, spytała: - Tutaj lądujemy?
R
L
T
- Tak - odpowiedział, nie patrząc przez okno.
Alessio skoncentrowany na pracy raz po raz podkreślał coś czarnym długopisem
albo notował na marginesie.
Patrzyła na niego ukradkiem, zastanawiając się, czy kiedykolwiek naprawdę odpo-
czywa.
- Czemu tak dużo pracujesz? Chodzi tylko o pieniądze? - zapytała bez zastanowie-
nia.
- Pieniądze są ważne tylko do pewnego etapu. Potem ich ilość jest nieistotna.
Lindsay próbowała sobie wyobrazić, że jest w podobnej sytuacji.
- Dawno minąłeś ten etap, więc dlaczego nie zwalniasz?
- Bo mnie to bawi. - Zamknął teczkę z papierami i schował długopis do kieszeni.
- Bawi cię, że przykładasz rękę do ludzkich dramatów? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl