[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystko, a potem zabrać ją do domu. Na zawsze.
Rozumiem, kochana. Teraz cię rozumiem, powtarzał w myślach. Był
gotów powiedzieć to na głos, ale brakło mu tchu, więc tłumaczył się
Wandzie mową pocałunków i pieszczot.
A ona oddawała te pieszczoty chętnie i żarliwie. Dyszała mu w ramię,
otwierała usta, jakby chciała zaczerpnąć powietrza, oplatała i ściskała
nogami jego plecy. Gwałtowność i pożądliwość, z jaką to robiła,
wyzwalały w Johnie jakąś pierwotną dzikość. Chciał się poruszać powoli
i delikatnie, żeby rozkoszować się każdą chwilą, każdym doznaniem, ale
już wiedział, że nie zdoła się powstrzymać, że podda się tej burzy, która
zawładnęła obojgiem złączonych ciał.
Poruszał się coraz mocniej, coraz szybciej. Kiedy zaś desperackim
ruchem wbił się w nią po raz ostatni, było to tak, jakby wzbił się do lotu i
poszybował ku słońcu. Czuł, jak Wanda zadrżała w ostatecznym
spazmie spełnienia, a potem, uwolniona, dołączyła do niego i stali się
jedno.
DÅ‚ugo jeszcze wirowali pod niebem i powoli opadali na ziemiÄ™.
Wanda otworzyła oczy w nadziei, że zobaczy raj. Zamiast niego
ujrzała jednak muskularną pierś męża. Uśmiechnęła się do siebie.
Jeszcze nigdy tak się z nią nie kochał - z taką fantazją i pasją! Ona też
zupełnie zatraciła się w jego ramionach.
Teraz, nasycona i szczęśliwa, nadal spoczywała w ciasnych
RS
mężowskich objęciach. Nie mogła się poruszyć i wcale tego nie chciała.
Leżała spokojnie i rozkoszowała się bliskością mężczyzny jej życia,
John zaś spał z dłonią na jej pośladku. Wsłuchiwała się w jego spokojny
oddech i cieszyła myślą, że znowu znalazła się w domu.
Nagle podniosła się i delikatnie zepchnęła go z siebie. Jęknął
cichutko, a ona, patrząc na niego, nie mogła powstrzymać radosnego
chichotu.
Takiego Johna nie widziała jeszcze nigdy. Wokół kostki zwisała mu
bielizna i dżinsy, do połowy przykrywając skarpetkę, której nie zdążył
zdjąć w miłosnym porywie. Wokół szyi owinięty miał potargany sweter i
choć był do siebie zupełnie niepodobny, zdaniem Wandy nigdy nie
wyglądał bardziej seksownie.
Dotknęła jego ramienia, a wtedy otworzył oczy, potem je zmrużył,
oślepiony blaskiem, po czym zmarszczył czoło, niepewny, jak ma
traktować śmiech, który go przebudził.
- Nie śmieję się z ciebie, kochany - odezwała się czule. - Ja po
prostu... - zrobiła pauzę - kocham twój nowy wygląd.
John wzruszył ramionami i zdobył się na leniwy uśmiech, który tak
dobrze znała.
- Ty też nie jesteś ubrana jak na wykwintny bal. Spojrzała na siebie i
parsknęła śmiechem. Wspaniała suknia
Dusty opasała teraz jej talię jak szeroka wstęga, od pasa w górę
Wanda była zaś naga. W zasadzie jedyną okrytą częścią ciała były jej
stopy, odziane w koronkowe pończochy, których nie zdążyła zdjąć.
- Powiedz mi - poprosiła - czy do kolacji powinniśmy się ubrać, czy
rozebrać.
- Po co w ogóle robić cokolwiek? - John ściągnął z sofy wełnianą
narzutę, okrył nią siebie i Wandę, po czym podał jej kawałek sera.
Po jedzeniu nie było dużo do sprzątania. Talerze były nie tknięte i
oprócz paru okruszków oraz śladu po winie na kieliszkach nic nie
przypominało bałaganu po ostatnim pikniku w parku. Wanda i John
oparli się plecami o sofę i rzucili monetą, kto pierwszy ma wziąć
prysznic. Wygrała Wanda. Weszła do łazienki z mocnym
postanowieniem, że będzie to najszybszy prysznic na świecie.
Kiedy po kilku minutach wróciła do pokoju, sofa była już rozłożona i
RS
okryta kocem, przez poręcze krzeseł zwieszały się zaś schludnie złożone
ubrania - jej oraz Johna.
- Dopiero teraz doceniam zalety bycia żoną starego harcerza.
John uśmiechnął się, pocałował ją w czoło i poszedł do łazienki.
Kiedy została sama, spojrzała w ogień, na płomienie, pieszczące kloce
drewna. To jakieś czary, myślała. Rozwiązanie problemu przyszło tak
nagle, tak niespodziewanie, że sama by tego lepiej nie wymyśliła.
Najwspanialsze zaś w tym wszystkim było to, że ten wieczór wcale nie
był zaplanowany - i dlatego właśnie tak doskonały i cudowny!
%7ładnych głupich, wysilanych randek, żadnego udawania, żadnych
podchodów. Wystarczył ciemny las, samotna chatka i płonące drewno na
kominku, a oboje zrozumieli, czego im było brak - spontaniczności,
namiętności, poczucia, że na całym świecie są tylko oni: John i Wanda,
mąż i żona.
Na wspomnienie niedawnej rozkoszy zapiekła ją skóra. Nie. Zapiekła
ją od ognia. Musiała zbyt długo stać przed kominkiem.
Szybko wśliznęła się pod koc i ze wzrokiem utkwionym na drzwiach
do łazienki oczekiwała powrotu Johna. Po chwili wyszedł i czym prędzej
podbiegł do kominka, by ogrzać i wysuszyć mokre ciało. Złociste
płomienie oświetlały jego nagą sylwetkę, a Wanda patrzyła na tę scenę z
niemą fascynacją. Kiedy się odwrócił i podszedł do niej, dotknęła
palcem jego wilgotnej klatki piersiowej, zsunęła dłoń na brzuch, a potem
jeszcze niżej. Ich spojrzenia znów się spotkały.
- Au! - John złapał się nagle za pośladki i uskoczył w bok. -
Przypalam w ogniu nie tylko jabłka - powiedział, spoglądając na ogień i
masując się z tyłu.
- Nie daję gwarancji, że tu będzie chłodniej. - Wanda uniosła koc
zapraszajÄ…cym gestem.
Ułożył się przy niej jednym susem, a potem zaczął łaskotać ją i
całować, aż ich wspólny chichot wypełnił cały pokój.
- Przestań! John, przestań wreszcie! - Wanda krzyczała resztką sił. -
JesteÅ› wariat!
W końcu zlitował się nad nią i ułożył, wycieńczoną, w swoich
ramionach.
- O Boże! Ależ ty jesteś dzikus! Nie znałam cię dobrze.
RS
- To jeszcze jeden powód, żeby nie zabierać mnie pod namiot.
Czasami zamieniam siÄ™ w zwierzÄ™.
- Kim ty właściwie jesteś? Co Się stało z moim mężem?
- Z tamtym starym rupieciem? Nie przejmuj siÄ™, kochanie. Szef
kazał nam się nim zająć, więc nie będzie cię już niepokoił.
- Ach tak? - powiedziała z odrobiną nostalgii. - Więc on już nie
wróci?
John zmarszczył brwi. W jego oczach widać było niepokój.
- JesteÅ› rozczarowana?
Pokręciła głową i wysunęła ręce spod koca. Wzięła w dłonie jego
twarz i powoli przyciągnęła ją do siebie. Poczuła zapach wody po
goleniu i mydła. Zaciągnęła się tą wonią i rozchyliła usta. John musnął je
swoimi wargami i po chwili zaczęli od nowa tę grę, w której nie ma
pokonanych, a tylko sami zwycięzcy.
Wanda zamknęła oczy. Pragnęła, żeby ta noc nigdy się nie skończyła.
- Niech to trwa, John - szepnęła.
- Niech trwa, aż do świtu.
RS
ROZDZIAA DWUNASTY
Kiedy Wanda obudziła się następnego ranka, nie wiedziała dokładnie,
gdzie się znajduje. Po chwili jednak przypomniała sobie noc miłości i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl