[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niego. Miłość. Dotąd krążyła jedynie wokół tego uczucia.
Teraz rzuciła się bez opamiętania w jej objęcia.
Jej ciało zadrgało w spazmie najwyższej rozkoszy.
A kiedy Griff, oddychając ciężko, drżał wjej ramionach,
napłynęła niejasna myśl, że już nigdy nie będzie taka jak
dawniej. Przedtem nie możnabyłojej zranić, bo nie miała
słabych miejsc. Teraz Griff pozbawił ją całkowicie możli
wości obrony, całej tej zuchowatości i pewności siebie tak
samo łatwo, jak pozbył się jej pstrej sukienki.
Zawsze, nawet kiedy był jeszcze chłopcem, czuła, że
może być niebezpieczny. Teraz zrozumiała, że to niebez
pieczeństwo czaiło się wjej własnym sercu.
ROZDZIAA
7
- Wiem, powinnam mu powiedzieć, ze juz nigdy nie
chcę go widzieć, ale nie mogę znieść myśli o samotności.
Czy nie lepiej mieć przy sobie kogoś takiego jak Jim, niż
nie mieć żadnego mężczyzny?
- Nie, Twylo - Melinda zwróciła się łagodnie do swojej
pacjentki. - Związek z tym człowiekiem niszczy cię i może
przynieść ci tylko dotkliwy ból, jeżeli nie będziesz ostrożna.
Musisz przekonać samą siebie, że nawet będąc samotna, mo
żesz być szczęśliwa. Jesteś dość silna i wystarczająco inteli
gentna i potrafisz, urządzić sobie życie bez pomocy mężczy
zny. Do czasu, kiedy spotkasz kogoÅ› odpowiedniego-
- Aatwo to pani mówić. - Twyla zrobiła kwaśną minę.
- Jest pani piękna i elegancka. Ma pani dobrze płatne zaję
cie i wszyscy darzÄ… paniÄ… szacunkiem. Zwraca pani uwagÄ™
wspaniałych facetów bez żadnych wysiłków ze swojej stro
ny. Proszę spojrzeć na mnie. Janie mam takich możliwości.
Melinda westchnęła i ociężałym ruchem odgarnęła włosy
z twarzy. Było pózne popołudnie długiego, męczącego dnia.
- Twylo, masz wiele do zaofiarowania. Już o tym mó
wiłyśmy, pamiętasz? Nie musisz być ofiarą. Jim wykorzy
stuje cię i obraża. I będzie to robi ł dopóty, dopóki mu na to
pozwolisz.
Wyraz mocno podmalowanych oczu pacjentki wskazy-
wal, że jest urażona i nie ma ochoty przyznać, iz obecny
stan ducha zawdzięcza sama sobie.
- Założę się. że ma pani kogoś.
- Chyba nie będziemy marnowały ostatnich minut na
szego spotkania na omawianie moich spraw osobistych.
- No, tak, ale proszę przyznać, że ma pani kogoś, pra
wda?
Melinda zorientowała się, że niespokojnie porusza jed
nym ze swych ogromnych kolczyków.
- Widuję się z kimś - przyznała. Widuje się. Ha! Zwa
riowała z miłości do tego kogoś, ale w tym momencie nie
umiałaby powiedzieć, która z nich ma większe szanse
szczęśliwego rozwiązania swych problemów.
I to ona miałaudzielać porad.
- Twylo, jesteś tutaj po to, żeby mówić o swoich pro
blemach.
Twyla skinęła głową i wyszeptała nieszczęśliwym głosem.
- Panno James, ja nie chcę żyć samotnie.
Melinda westchnęła. Obie, ona i Twyla. mają przed sobą
jeszcze długą drogę.
Rzucając okiem na swój ozdobiony sztucznymi diamen
tami zegarek, Twyla wstała ze zniszczonego krzesła, stoją
cego przed biurkiem Melindy.
- Muszę lecieć, bo się spóznię do pracy. Jeżeli się zno
wu spóznię, to mnie wyleją.
Twyla była kelnerką w okropnym barze w jednej z tych
dzielnic miasta, w których nocą bezpieczne byty tylko
szczury i karaluchy. Melinda nie mogła znieść myśli, że ta
młoda, nieszczęśliwa kobieta ciężko pracuje, a większość
zarobków przeznacza na alkohol i Bóg wie cojeszcze dla
swego grubiańskiego kochanka.
Zadaniem Melindy było pomóc tej kobiecie wzbudzić
w sobie poczucie własnej godności. Na razie tylko tyle
mogła zrobić. Twyla powinna zrozumieć, że nic musi uza
leżniać się od mężczyzny, który wcale o nianie dba.
- Twylo, bądz rozważna.
Twyla wzruszyła ramionami.
- Czy to ma jakieÅ› znaczenie?
- Dla mnie ma.
Twyla zawahała się, jakby badając szczerość słów Me-
lindy, i zmusiła się do niewesołego uśmiechu.
- Dzięki, panno James. Przyjdę w przyszłym tygodniu,
dobrze?
- Zgoda. A do tego czasu przemyśl to wszystko,
o czym dzisiaj rozmawiałyśmy. Przyrzekasz?
- Przyrzekam.
Melinda odczekała, aż zamkną się za pacjentką drzwi
poradni, po czym położyła skrzyżowane ramiona nabiurku
i ukryła w nich twarz.
Mi ała wrażenie, że w sprawie Twyłi wali głową w mur.
Ta kobieta nie miała poczucia własnej wartości.
To mężczyzna decydował o jej tożsamości. Czekając
tylko na zachętę ze strony przyszłego partnera, choćby
całkiem niepoważną, angażowała się w kolejne, niefortun
ne związki. W przeciwieństwie do Twyli, Melinda zawsze
strzegła swej niezależności i w rezultacie jej związki
z mężczyznami nie były częste, a żadnego nie chciała
utrzymać przez dłuższy czas. Teraz zarówno Twyla, jak
i Melinda uwi kłały się w romanse, które mogły się zakoń
czyć nieszczęśliwie.
Zciśle biorąc, związek Griffa z Melinda trudno było na
zwać romansem. To była zaledwiejedna noc. I to nawet
niecała. Griffwyszedł po północy, twierdząc, że musi
wstać wcześnie rano. Była zbyt oszołomiona i wyczerpana,
żeby zapytać, dlaczego musi wstawać wcześnie rano w nie
dzielę. Potem nie miała okazji tego zrobić, bo go po prostu
nie widziała. Griff zostawił ją samą. I nawet do niej nic
zatelefonował. A teraz była środa. Nie dopuszczała do sie
bie myśli, że mógłjątraktować jako partnerkę najednąnoc.
Powinna być na niego wściekła z powodu tak niedelikatne
go zachowania. I byłaby wściekła, gdyby nie to, że całko
wicie go rozumiała. Griff, podobniejak ona, był przerażo
ny tym, co się stało. %7ładne z nich nie było w stanic ukryć
swoich uczuć. To, co się miedzy ni mi wy darzyło, miało tak
doniosłe znaczenie, że oboje właściwie nie wiedzieli, jak
się w tym odnalezć.
Była w nim zakochana. Jednak nie wiedziała na pewno,
czyi on ją kocha. A jeżeli ją kochał, to czy potrafiłby się do
tego przyznać, choćby nawet przed sobą samym. Oddała
musie. To wystarczyło, żeby umknął w panice. Uznał, że
uległ nieodpowiedniej kobiecie, zbyt jasno przywodzącej
mu na pamięć przeszłość, którąz takim wysiłkiem pogrze
bał. Wiec uciekł.
Czy powinna do niego zatelefonować? Czy dać mu
trochę czasu? A jeżeli uda mu się opanować to uczucie?
Może doszedł do wniosku, że ich związek nie ma przyszło
ści? Ajeśli zadecydował, że się już nigdy z nianie spotka?
Co by było, gdyby poszła do niego do biura i rzuciła mu się
do stóp z błaganiem, żeby dał im obojgu szansę?
- O mój Boże! -Z głową wtuloną w ramiona wzdycha
ła przerażona tak nietypowym dla niej niezdecydowaniem
i brakiem poczucia własnej godności. - Co się ze mną
stało?
- Nie poddawaj siÄ™, panno James. Bo przegrasz.
Melinda drgnęła i uniosła głowę na dzwięk tych pełnych
otuchy słów.
- Do licha, Fred, co ty tu robisz? Przestraszyłeś mnie
jak cholera.
Uśmiechnięty Fred usiadł wygodniej na kanapie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- Anderson Paul Trzy Serca i Trzy Lwy
- Maxwell Gina L. Walka o miłość 03.2 Ucieczka do miłości t. 2
- 007._Cartland_Barbara_ _Najpiękniejsze_miłości_07_ _Znudzony_pan_młody
- Hill_Livingston_Grace_ _Bliżej_serca_04_ _Świadek
- 007 Pemberton Gwen Tajfun zawny Wanda
- 153. Wilkins Gina Wbrew regułom
- Kay Gregory Zacznijmy od nowa
- Elizabeth Goudge The Little White Horse
- Hawking.Stephen.W..The Future Of Quantum Cosmology
- Cartland Barbara To tylko sen
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- agniecha649.htw.pl