[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzieci, psy i świnie, wijącą się między na wpół drewnianymi domami ku
rynkowi z kościołem pośrodku. Papillon przepchnął się przez hałaśliwą
gromadę kobiet i wyrobników, którzy gapili się na Holgera, pochylali w
niezdarnych ukłonach, ale nie odwa\yli się odezwać. Reklamowanie własnej
osoby nie miało \adnego sensu, więc Holger naciągnął pokrowiec na tarczę.
Alianora, która wraz z Hugim jechała przodem, była tu dobrze znana i
Holger słyszał jak ludzie do niej wołali:
- Hej, Å‚abÄ…dziewo; co nam teraz przynosisz? - Co to za rycerz?
- Co nowego w lasach, panienko?
- Jakieś wiadomości z Charlemont? Widziałaś mego kuzyna Hersenta?
- Wiesz coś o gromadzeniu się zastępów w Faerie? - niespokojny głos,
ludzie, którzy słyszeli to pytanie \egnali się ze strachem.
- Czy to nowy pan, który ma nas bronić?
Dziewczyna uśmiechała się, machała ręką, ale bez specjalnego zapału.
Nie lubiła tylu ludzi i murów wokół siebie. Poprowadziła Holgera ku domowi
wę\szemu nawet i bardziej krzywemu ni\ miejska przeciętna. Ponad drzwiami,
z galeryjki, zwisał szyld. Holger przeczytał kwiecistą inskrypcję:
MARTINUS TRISMEGISTUS
Magister Magici
Zaklęcia, Czary, Przepowiednie, Uzdrawianie, Napoje Miłosne
Błogosławieństwa, Klątwy, Sakiewki - zawsze - pełne Specjalne zni\ki przy
większych zamówieniach
- Hm - powiedział. - Wygląda na gościa z inicjatywą.
- Och, na pewno - odpowiedziała Alianora. - Jest równie\ miejskim
aptekarzem, dentystą, ró\d\karzem, skrybą i weterynarzem.
Zeskoczyła zręcznie na ziemię, błysnąwszy długimi, gołymi nogami.
Holger poszedł za jej przykładem, potem przywiązał wodze Papillona do
słupa przed wejściem. Kilku podejrzanie wyglądających typów przeszło drugą
stronÄ… ulicy, uwa\nie przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ koniom i ekwipunkowi.
- Miej oko na wszystko, Hugi - powiedział Holger.
- Po co, ju\ mogę płakać nad głupkiem, co skraść Papillona umyśli -
odpowiedział krasnolud. - Tak, tego właśnie się obawiam.
Miał wątpliwości czy powinien powierzyć swoją tajemnicę temu
czarownikowi od mydła i powidła.
Ale Alianora bardzo go chwaliła, a poza tym nie bardzo wiedział do kogo
zamiast niego miałby się zwrócić.
Gdy otworzyli drzwi, rozległ się czysty głos dzwonka. Sklep był ciemny
i zakurzony. Półki i stoły były zawalone stertami butelek, pojemników,
mozdzierzy, alembików, retort, wielkich, oprawnych w skórę ksiąg, czaszek,
wypchanych zwierząt i Bóg jedyny wiedział czego jeszcze. Sowa zahukała ze
swej grzędy, spod ich nóg wyskoczył kot.
- Idę, idę, zacny panie, małą chwileczkę, proszę - zawołał wysoki,
cienki głos. Mistrz Martinus wydreptał z zaplecza zacierając ręce. Był
małym człowieczkiem, ubranym w sfatygowaną, czarną szatę z symbolami
zodiakalnymi, mocno wyblakłymi od wielokrotnego prania. Miał zupełnie
łysą, okrągłą głowę z jakby przyklejoną, rzadką bródką. Oczy krótkowidza
mrugały bez przerwy, usta uśmiechały się nieśmiało.
- Och, witaj panie, witaj. Jak zdrowie? - Przyjrzawszy siÄ™ bli\ej: -
Przecie\ to mała łabądziewa. Wejdz proszę, moja droga, wejdz. Ale
oczywiście ty ju\ weszłaś, prawda? Tak, tak, oczywiście ju\ weszłaś.
- Mamy dla ciebie zadanie, Martinusie - powiedziała Alianora. - Mo\e
być ucią\liwe, ale nie mamy ju\ nikogo, kto mógłby pomóc.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze, zrobiÄ™, co tylko w mojej mocy, moja
droga, i ty te\, szlachetny panie. Zrobię, co tylko będę mógł.
Przepraszam. - Martinus wytarł kurz z wiszącego na ścianie pergaminu, co
było jednym ze sposobów zwrócenia nań uwagi Holgera. Napis na nim
oznajmiał, \e Martinus filius Holofi sprostał wszelkim zadaniom przez radę
egzaminatorów postawionym, etc., etc., przeto mocą powierzonego mi z łaski
Regentów Uniwersytetu w Rhiannon urzędu niniejszym nadaję mu tytuł
Magistra w zakresie Nauk Magicznych, wraz z wszelkimi przywilejami i
obligacjami tytułowi temu przynale\nymi, etc., etc.
- Obawiam się, \e nie mogę... - Holger chciał właśnie wyjaśnić, \e nie
ma \adnych pieniędzy, ale Alianora wbiła mu łokieć w \ebra.
- Straszne sekrety wią\ą się z tą sprawą - powiedziała prędko - i \aden
zwykły czarownik by jej nie podołał, więc przyprowadziłam tego rycerza od
razu do ciebie.
Obdarzyła przy tym magika takim uśmiechem, \e nawet Holger, który był o
krok od pójścia sobie z tego miejsca, poczuł się zupełnie zniewolony.
- I bardzo mądrze zrobiłaś, dziewczyno, bardzo mądrze, jeśli mogę tak
powiedzieć. Przejdzcie, proszę, do mego biura i tam wszystko omówimy.
Martinus podreptał przed nimi do pokoiku równie brudnego i zaśmieconego
jak sklep. Zgarnął ksią\ki z krzeseł, mrucząc jakieś przeprosiny za swego
słu\ącego, potem zapiszczał głośniej:
- Wina! PrzynieÅ› wina dla trojga. Po chwili ciszy:
- Hej, ty tam! Obudz się, mówię! Wina dla trzech osób.
Holger usiadł na jednym z krzeseł, które ostrzegawczo zatrzeszczało pod
jego cię\arem. Alianora przysiadła na brzegu następnego, strzelając wokół
oczyma jak ptak w matni. Martinus znalazł trzecie siedzisko, skrzy\ował
nogi, złączył dłonie czubkami palców i spytał:
- A więc, panie, jaki masz problem?
- No có\, hmm... - odpowiedział Holger. - To wszystko zaczęło się,
gdy... och, do diabła, właściwie nie bardzo wiem od czego zacząć.
- Mo\e chcesz poło\yć się na sofie? - spytał Martinus troskliwie.
Butelka i trzy zakurzone puchary wpłynęły do pokoju i wylądowały na
stole.
- Nareszcie - wyburczał czarownik. Po chwili, gdy niewidzialny słu\ący
prawdopodobnie ju\ się oddalił, ciągnął - Mówię wam, w dzisiejszych
czasach nie sposób zapewnić sobie uczciwą pomoc. Nie sposób. Na przykład
ten tam duch, on jest zupełnie niemo\liwy. A przynajmniej nieprawdopodobny
- ocenił. - Inaczej bywało kiedyś, gdy bytem chłopcem. Wtedy ich rodzaj
znał swoje miejsce. A co do ziół, i mumii, i sproszkowanych \ab, no có\,
naprawdę nie dają dziś takiego towaru jaki bywał niegdyś. A te ceny! Mój
drogi panie, nie uwierzysz, ale ostatnio Michaelmas...
Alianora kaszlnęła.
- Och, wybaczcie mi - powiedział Martinus. - Rozgadałem się. Brzydki
zwyczaj, gadatliwość. Muszę sobie zapisać, \eby nie gadać. - Napełnił i
podał im puchary. Wino było znośne. - Mów dalej, dobry panie, błagam cię.
Powiedz wszystko.
Holger westchnął i zaczął swoją opowieść. Martinus zaskoczył go
pytaniami i komentarzami równie przenikliwymi jak te, które przedtem
słyszał od księcia Alfrika. Gdy Holger opowiadał o swoim pobycie u Matki
Gerdy, czarownik potrząsnął głową.
- Znam ją - powiedział. - Niezbyt przyjemna postać. Nic dziwnego, \e
wpadłeś w tarapaty. Zabawia się czarną magią. To przez takich
nielicencjonowanych partaczy cała nasza profesja traci dobre imię. Ale mów
dalej, panie.
Gdy Holger skończył, Martinus zmarszczył czoło.
- Dziwna historia - powiedział. - Tak, myślę, \e twoje przypuszczenie
jest słuszne. Jesteś w samym centrum jakiejś naprawdę powa\nej sprawy.
Holger z dr\eniem pochylił się ku niemu.
- Kim ja jestem? Kto nosi w herbie trzy serca i trzy lwy?
- Obawiam siÄ™, \e nie wiem, sir Holgerze. Podejrzewam, \e jesteÅ›, albo
byłeś jakąś wa\ną postacią w krajach, le\ących na zachodzie, we Francji na
przykład. Czy znana ci jest mistyczna geografia? No więc, świat Aadu -
człowieka - otoczony jest ze wszystkich stron domenami Chaosu, jest jak
wyspa na morzu Zrodkowego Zwiata. Na północy mieszkają olbrzymi, na
południu smoki. Tu w Tarnberg jesteśmy blisko wschodniej granicy obszarów
zamieszkanych przez człowieka i trochę wiemy o takich królestwach jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- 001. Anderson Ccaroline Przypadek doktora Matta
- Flora Sinclair Wielka przemiana doktor Anderson
- 315. Anderson Caroline Romantyczny sšsiad
- GRD1020.Anderson_Sarah_M_Mroczna_namietnosc
- Evangeline Anderson Vampire Secret Thirst
- Anderson Karen W pogoni za szczęściem
- Andersson Marina Przystań posłuszeństwa
- Anderson Marina Zakazane pragnienia
- Anderson, Poul Guardianes del Tiempo
- Anderson, Poul Mirkheim
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- audipoznan.keep.pl