[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pucułowate policzki i zmierzwione włosy. Wydawał się trochę zaspany.
Tarik zamarł. Nie mógł wykonać żadnego ruchu, kiedy chłopiec zbiegał po scho-
dach. Jessa obejrzała się przed ramię i wyciągnęła ręce do dziecka, aby je chwycić w ra-
miona i mocno przytulić. Potem wyszeptała mu do ucha coś, czego Tarik nie usłyszał, a
chłopiec zachichotał radośnie.
Chłopiec. Dlaczego Tarik nie był w stanie zmusić się do nazwania go po imieniu?
Jeremy.
W drzwiach pojawiła się jeszcze jedna postać. Siostra Jessy zerknęła na rozgrywa-
jącą się przed domem scenę i pobladła. Tarik wiedział, że go rozpoznała. Przez moment
stali nieruchomo, patrząc sobie w oczy.
- Jessa? - odezwała się Sharon. Słychać było, że z trudem usiłuje zachować spokój.
Obserwowała Tarika niepewnie i ze źle skrywanym strachem. - Co tu robisz? Miałaś
wyjechać... na wczasy.
Jessa drgnęła i postawiła chłopca na ziemi.
- Tak, to prawda - przyznała. Wzruszyła ramionami, po części przepraszająco, po
części bezradnie. - Pomyśleliśmy, że wpadniemy po drodze.
Skierowała wzrok na Tarika, a jej cynamonowe oczy zaszły łzami. Wyciągnęła rę-
kę i położyła dłoń na głowie Jeremy'ego.
Jeremy, pomyślał Tarik. Mój syn ma na imię Jeremy.
- To miło - powiedziała Sharon z napięciem. - Wszyscy wiemy, jak bardzo Jeremy
kocha swoją ciocię.
Jessa stała przed chłopczykiem, ani na moment nie odrywając ręki od jego głowy.
Popatrzyła błagalnie na Tarika, a on poczuł, że coś w nim pęka. Nawet nie był w stanie
powiedzieć, czy ból, który go ogarnął, jest natury fizycznej, czy też emocjonalnej.
Jeremy strząsnął rękę Jessy i skierował ciemne oczy na Tarika, którego najwyraź-
niej dopiero teraz zauważył. Serce Tarika zamarło, kiedy dziecko podeszło bliżej i popa-
trzyło na niego spod gęstych, czarnych włosów. Stał tak blisko, że mogli się dotknąć, ale
Tarik nie był w stanie się poruszyć.
Chłopiec miał ciemnozielone oczy, w identycznym odcieniu, jak jego ojciec. Tarik
wpatrywał się w syna spokojnie, jakby w tym momencie nie odczuwał wyjątkowo sil-
nych emocji. Jeremy był krzyżówką genów Jessy i Tarika - po matce odziedziczył jasną
skórę, kształt oczu i brwi, a także nieco szpiczastą brodę.
- Witaj, Jeremy - przemówił Tarik łagodnym tonem. - Jestem...
Umilkł, wyczuwając napięcie Jessy i jej siostry. Niemal słyszał, o czym obie my-
ślą. Zerknął na Sharon i zauważył, że zasłoniła usta dłonią, a w jej szeroko otwartych
oczach czaił się potworny strach. Z kolei po policzkach Jessy spływały wielkie łzy. Naj-
wyraźniej czuła się pokonana i bezradnie oczekiwała, aż przybysz z dalekiego kraju
zniszczy wszystko to, co z takim trudem usiłowała chronić.
Proszę, wyszeptała bezgłośnie.
- Jestem Tarik - powiedział w końcu, spoglądając w oczy dziecka, tak bardzo po-
dobne do jego własnych.
Nie chciał kłamać i nie pragnął nikomu zagrażać, a nic innego nie przychodziło mu
do głowy.
Jeremy zamrugał powiekami, a po chwili zachichotał, odwrócił się i pognał z po-
wrotem do drzwi domu, gdzie czekała Sharon, nadal z dłonią przyciśniętą do ust, jakby
usiłowała powstrzymać krzyk. Małymi rączkami objął mocno jej nogę, po czym spojrzał
na matkę z czystym uwielbieniem.
- Hej, mamusiu! - wykrzyknął, nieświadomy rozgrywającego się wokoło dramatu.
Sharon popatrzyła na niego z uśmiechem i przeniosła wzrok na Tarika. Na jej twa-
rzy malowała się taka sama miłość jak na obliczu dziecka.
Tarik poczuł, jak jego serce pęka na tysiące kawałków.
Stał przy bramie, odwrócony plecami do drzwi, podczas gdy Jessa pospiesznie
kończyła rozmowę z siostrą. Co chwila zerkała niespokojnie na jego mocne, dumnie wy-
prostowane plecy i zastanawiała się, co musiał czuć. Gdy Sharon w końcu wróciła do
domu, Jessa pospiesznie podeszła do Tarika.
Nie spojrzał na nią. Cały czas wpatrywał się w pola ciągnące się po horyzont.
- Dziękuję - powiedziała.
- Nie zrobiłem nic, za co powinnaś mi dziękować - odparł z goryczą.
- Nie zmarnowałeś życia małemu chłopcu, choć mogłeś to zrobić i właściwie
miałbyś do tego prawo - wyjaśniła cicho. - Będę ci za to wdzięczna do końca życia.
- Nie miałbym żadnego prawa, o czym wcześniej poinformowałaś mnie wyjątkowo
dobitnie.
- Przepraszam - westchnęła i przysunęła się bliżej. Jego oczy sprawiały wrażenie
tak smutnych, że miała ochotę się rozpłakać. Bez zastanowienia wzięła go za rękę. -
Przykro mi.
- Mnie też - wyznał ledwie słyszalnym szeptem i popatrzył na ich złączone dłonie.
- Bardziej, niż jestem w stanie wyrazić.
Nie mogła zalać się łzami, nie teraz, kiedy wydawał się taki daleki. Domyśliła się,
co to oznacza. Po tym, co przeszli, musiała stawić czoło temu, co nieuchronne.
Jessa wzięła głęboki oddech i zmusiła się do uśmiechu, puszczając dłoń Tarika,
choć pragnęła przytulić się do niego i go pocałować. Chciała, żeby się przed nią otwo-
rzył, ponownie ożył w jej ramionach. Powinni oboje podzielić się bólem po rozstaniu z
Jeremym, gdyż dzięki temu byłoby im łatwiej odzyskać spokój.
Zawsze jednak czuła, że Tarik nie jest dla niej, poza tym nie wątpiła, że tego dnia
utracił coś znacznie ważniejszego niż ona. Musiała zrezygnować z niego tak samo jak
wcześniej z Jeremy'ego.
- Powinieneś wrócić do Nur, tak jak zamierzałeś - powiedziała, dumna z tego, że w
jej głosie nie słychać zdenerwowania ani smutku. Była gotowa pozwolić mu odejść. -
Twój kraj cię potrzebuje.
Ja też! - dodała w myślach i zacisnęła zęby. Tarik nigdy nie należał do niej, nigdy
nie mogła go zatrzymać.
Wydawał się spoglądać na nią z oddali. Nagle zamrugał, a jego zielone oczy nieco
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- Carrie Vaughn 03 Wakacyjne noce Kitty
- Cabot_Meg_ _Top_modelka_02_ _Nie_chce_byc_dziewczyna_z_wybiegu
- 052 Renegat
- (42) Olszakowski Tomasz Ikona z Warszawy
- 1065DUO.Fielding Liz Sen o pustyni
- James_Grippando_ _Jack_Swyteck_01_ _The_Pardon
- Alecia Monaco Romancing the Banshee (pdf)
- Charles Higham Trading With The Enemy
- 317. Buck Carole I śźyli dśÂ‚ugo i szcz晜›liwie
- Cantar de Mio C
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- rafalstec.xlx.pl