[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co się dzieje... - zaczęła.
Na jej widok dziewczyna stanęła jak wryta, a potem ucie-
kła krzycząc:
- Signora jest tutaj! Signora jest tutaj!
Reva podążyła za nią na górę. Uświadomiła sobie, że w
zaciemnionym pokoju nie zauważyła, kiedy zapadł zmrok.
Teraz nastał już pózny wieczór.
- Gdzie, u diabła, byłaś? - Demetrio, blady z niepokoju,
zażądał wyjaśnień. - Od dwóch godzin wszyscy cię szukają.
- Och, mój drogi - rzekła przepraszająco. - Wywoływa-
łam film i tak mnie to wciągnęło, że straciłam poczucie cza-
su.
Demetrio przez chwilę nie mógł wydobyć głosu.
- Czy zdajesz sobie sprawę - spytał w końcu - że ja... że
wszyscy martwiliśmy się o ciebie? Już miałem zacząć prze-
szukiwanie piwnic.
- Przepraszam - odrzekła bezradnie. - Naprawdę prze-
praszam. Już nigdy więcej tego nie zrobię.
- A w ogóle to dlaczego wywoływałaś zdjęcia? - zapytał.
- Ponieważ, mimo twoich starań, by mi to uniemożliwić,
znalazłam pracę.
- JakÄ… pracÄ™?
- Och, nic ci nie powiem. Nie chcę, żebyś mi przeszka-
dzał.
- Myślę, że nie masz powodu pracować - zauważył.
- Mylisz się - odparła.
- Więc pozwól sobie powiedzieć, iż oczekiwałem, że
kiedy tu będziesz... - przerwał, widząc jej ironiczne spojrze-
nie. - A zresztą, rób, co chcesz! - mruknął i ruszył ku scho-
dom.
- Dokąd idziesz? - zawołała.
S
R
- Wracam do biura. Równie dobrze mogę być tam, jak
i tutaj.
Reva patrzyła skonsternowana, jak mąż wsiada do samo-
chodu i opuszcza podjazd. Potem odwróciła się i zauważyła
NicolettÄ™.
- Tak mi przykro - powtórzyła. - Powinnam była wziąć
pod uwagę, że nikt nie ma pojęcia, gdzie jestem.
- Wiem, że zwykłaś zamykać się w sobie i kryć tam,
gdzie nie dotrze żaden intruz. Jesteś artystką, więc nie mo-
żesz być inna. Mój niemądry brat powinien o tym pamiętać.
Nie zwracaj uwagi na zamieszanie, które robi - powiedziała
szwagierka z uśmiechem.
- Myślę, że miał rację, czyniąc mi wyrzuty - rzekła Reva,
a po chwili spytała z przerażeniem:
- Nie mieliśmy gości dziś wieczorem, prawda?
- Nie, wszystko w porządku, ale może powiedziałabyś
coś miłego Antoniemu. Przygotował twój ulubiony suflet,
który teraz stracił już cały smak.
Reva co prędzej udała się do kuchni, by przeprosić ku-
charza. Mistrz był wyraznie urażony, ale pozwolił się udo-
bruchać i zaczął opowiadać ze szczegółami, ile to wysiłku
włożył w ulubioną potrawę signory.
- Skąd wiedziałeś, co lubię? - spytała z ciekawością Re-
va.
- Signor Corelli mi powiedział... - przerwał i zaczął się
plątać. - Kazał przestudiować notatki zostawione przez mo-
jego poprzednika, który zapisał, co pani lubi, a czego nie.
- Rozumiem i dziękuję. - Reva była zbyt poruszona, żeby
powiedzieć coś więcej.
O jedenastej, kiedy znalazła się w swojej sypialni, nie ro-
zebrała się od razu. Chciała zaczekać na Demetria i jeszcze
raz przeprosić za bezmyślne zachowanie. Lecz potem uznała,
S
R
że to głupie i sentymentalne. Demetrio zwykł wyśmiewać
wszelkie sentymentalizmy. W tej historii z sufletem nie było
niczego szczególnego. Zawsze cenił efektywność i dobrą or-
ganizację. W jego własnym interesie leżało, by Reva dobrze
się czuła w tym domu.
Rozebrała się i położyła, ale jeszcze przez godzinę nasłu-
chiwała, czy nie podjeżdża samochód Demetria. W końcu
usnęła.
Demetrio zaklął, gdy usłyszał dzwięk syreny policyjnej.
Jechał zbyt szybko, choć doskonale wiedział, że w ten sposób
i tak siÄ™ nie uspokoi.
Pozorne zniknięcie Revy wyprowadziło go z równowagi.
Gotów był przypuszczać, że nagle zmieniła zdanie i wróciła
do Anglii. To nic, że zostawiła samochód. Mogła odejść pie-
szo. Przerażony przeszukał swój pokój, a potem jej sypialnię,
próbując natrafić na jakiś list z wiadomością. Wcale mu nie
ulżyło, gdy niczego nie znalazł.
Nagłe odkrycie, że kiedy on szalał z niepokoju, Reva
przez cały czas była na miejscu, wywołało tak gwałtowne
emocje, że nie potrafił nad nimi zapanować. Nie chciał, by
oglądała go w takim stanie. Wolał uciec, poszukać schronie-
nia w pracy, która go nigdy dotąd nie zawiodła. A teraz jesz-
cze kłopoty z drogówką.
Zahamował i wyciągnął prawo jazdy ku zbliżającemu się
policjantowi.
- Czy pan wie, z jaką prędkością pan jechał... Och, mój
Boże! Signor Corelli!
Demetrio spojrzał na młodego chłopaka w mundurze i
rozpoznał Claudia, syna swojego najlepszego pracownika.
- Tak, wiem, co zrobiłem przyznał. - Przekroczyłem
dozwoloną szybkość.
S
R
- Jestem pewien, że nie, signore.
- Przecież mnie zatrzymałeś.
- Musiałem się pomylić.
- Nieprawda. Powinieneś wypisać mandat
- Proszę wybaczyć, signore, ale ojciec mówił, że kiedy
miał atak serca, to pan zapłacił za...
- Rób, co do ciebie należy - przeciął Demetrio.
- Tak, signore.
Młody policjant wypełnił blankiet i wrócił do motocykla.
Demetrio dotarł w końcu do ciemnego o tej porze biurow-
ca. Z garażu wjechał windą prosto do gabinetu. Nie zapalił
światła, lecz stojąc przy ogromnym oknie, patrzył na miasto.
Jeszcze kilka dni temu myślał z zadowoleniem, że udało mu
się przechytrzyć Revę i wreszcie będzie miał ją w ręku, lecz
kalkulacje okazały się złudne.
Demetrio odsunął myśl o żonie. Między Nowym Jorkiem
i Mediolanem było sześć godzin różnicy czasu, więc ciągle
jeszcze mógł załatwiać interesy. Jednak po wykonaniu trzech
telefonów odłożył słuchawkę. Nie był w stanie skoncentro-
wać się na pracy. Myślami krążył wokół małego pomieszcze-
nia za gabinetem, w którym stało łóżko. Przeżył tam kiedyś
chwile rozkoszy.
Przypomniał sobie dzień z wczesnego okresu małżeń-
stwa, kiedy to musiał lecieć do Nowego Jorku. Chciał, by
Reva towarzyszyła mu w podróży, ale odmówiła ze względu
na ważny seans fotograficzny. Ostatni ranek przed podróżą,
zamiast namiętnych pożegnań, przyniósł awanturę. Demetrio
czuł się dotknięty. Wzburzony wyszedł do pracy, a po połud-
niu Reva zadzwoniła z recepcji do gabinetu.
- Idę na górę. Odeślij sekretarkę. Chcę, żebyśmy byli sa-
mi. - Jej schrypnięty, drżący głos powiedział mu wszystko,
ale i tak przeżył zaskoczenie, gdy zaraz po wejściu zamknęła
S
R
drzwi i zaczęła się rozbierać.
- Reva! - wykrzyknął na wpół rozbawiony, na wpół za-
chwycony. - Co ludzie pomyślą...
Musiał przerwać, bo zamknęła mu usta pocałunkami, a po
chwili on też zdzierał z siebie ubranie. Nie zdążyli nawet do-
trzeć do łóżka, kochali się na puszystym dywanie gabinetu.
Kiedy skończyli, westchnęła i powiedziała:
- Może mi wystarczy na jakiś czas.
- Leć do Nowego Jorku - prosił.
- Gdybym tylko mogła - odparła z westchnieniem.
- Leć ze mną - powtórzył.
Reva nie ustąpiła, chociaż wyraznie pragnęła z nim pozo-
stać. Zanim wyszła, dowiodła tego jeszcze raz, tym razem
w łóżku. Swoim zwyczajem zachowała się niekonwencjonal-
nie. Była jego żoną, lecz uwiodła go jak kochanka w środku
dnia na podłodze, a potem poszła swoją drogą. Demetrio,
oszołomiony rozkoszą, nie zauważał ostrzegawczych sygna-
łów. Wierzył, że we właściwym czasie Reva ustatkuje się
i będzie taka, jak żony kolegów, które dbały przede wszy-
stkim o swoich mężów oraz ich interesy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl