[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ucieczki, a gdy większość Pustych Ludzi zginie już, twoi
rodacy wycofają się, by zrobić miejsce oddziałom Małych
Ludzi. Te przyprą duchy do skał i wytną je wszystkie
w pień. Co sądzisz o takim planie?
- Jest tylko jeden problem - przyznał de Mer. - Trud-
no będzie wycofać Northumbrian, jeśli już rzucą się do
walki.
- Sądzę, że i tak będą mieli ręce pełne roboty z tymi
spośród Pustych Ludzi, którzy przemkną przez wewnętrzny
pierścień i będą starali się umknąć. Twoi rodacy powinni
więc utworzyć drugą linię, abyśmy byli pewni, że żaden nie
wydostanie się na wolność.
Jim skończył i czekał. Herrac zadumał się nad mapą,
wodzÄ…c po niej palcem.
- To może być niezły pomysł... ale nic nie jest pewne
w wojennych planach - rzekł w końcu. - Możemy
jednak wstępnie przyjąć, że tak właśnie rozegramy tę bitwę.
Uniósł głowę i spojrzał Jimowi prosto w oczy.
- Zdajesz sobie sprawę, że Northumbrianie spodziewają
się, iż za udział w walce dostaną złoto, które przywieziesz
dla Pustych Ludzi. Czy Mali Ludzie także chcą otrzymać
zapłatę?
- Zapytałem o to Dafydda, gdy wracaliśmy ze spot-
kania z Pustymi Ludzmi - rzekł Smoczy Rycerz. - Po-
wiedział, że nie wydaje mu się to prawdopodobne, ponieważ
Mali Ludzie wcale nie posługują się złotem. Chcą tylko
pozbyć się wroga ze swoich ziem, by ich żony i dzieci nie
czuły się zagrożone, a oni sami mogli żyć w pokoju. Ich
stosunek do złota jest zupełnie inny niż nasz.
- Boże, jakże miło słyszeć, że są tacy, którzy nie
poświęcą wszystkiego dla złota - powiedział de Mer,
znów wzdychając. - Upewnij się jednak co do tego. Lecz
jeśli jest tak jak mówisz, mamy z głowy jeden z poważniej-
szych problemów.
- Zrobię to - zapewnił Jim. - Jutro ponownie
wybieram się do Małych Ludzi, by powiadomić ich o ter-
minie bitwy i zaprosić na naradę w dzień ją poprzedzający.
Czy ty w tym czasie będziesz mógł skontaktować się
z rodakami i zadbać, by już zaczęto rekrutować konieczną
liczbę wojowników?
- Zrobię jak mówisz.
- Dobrze. Co więcej, gdy tylko wrócę, udam się z tobą,
aby osobiście porozmawiać z Northumbrianami. Razem
z nami powinien być też Dafydd. Może się bowiem zdarzyć,
że konieczne będzie korzystanie z jego książęcego auto-
rytetu. Musimy oswoić ich z myślą, że w naradzie wojennej
wezmie także udział kilku Małych Ludzi.
- Nie wiem jak moi krajanie zareagujÄ… na ich obe-
cność - zawahał się de Mer.
- Musisz ich przekonać, że nie powinni się sprzeciwiać.
Powinni zaakceptować przynajmniej ich przywódców. Aha,
gdy mowa o dowództwie, chciałbym byś ty dowodził
swymi rodakami.
Herrac ponownie się zawahał.
- Unikałem podjęcia się tej funkcji, choć wiem, że
wielu chciałoby widzieć mnie jako wodza - oświad-
czył. - Przywódca, świadomie czy nie, przysparza sobie
wrogów. A ja nie chciałem nigdy dawać synom powodów
do zmartwień po mojej śmierci. Zawsze odstępowałem ten
zaszczyt Sir Johnowi the Graeme.
- Tym razem to musisz być ty - powiedział twardo
Jim. - Pomiętasz moje spotkanie z Sir Johnem. Będzie
starać się za wszelką cenę postępować po swojemu, choćby
tylko po to, by wobec mnie demonstrować swą niezależność.
Ty zaś rozumiesz co należy robić i będziesz realizował
nasze wspólne ustalenia.
- Cóż... - Herrac wciąż nie podejmował ostatecznej
decyzji - Dobrze. Zaproponuję, że ja będę dowódcą.
Ale musi spotkać się to z ogólnym poparciem i nie
może wywołać gniewu Sir Johna. Dysponuje on znacznymi
siłami i nie chcę, by synowie znalezli w nim wroga.
Co więcej, jeśli przeprowadzi odpowiednie pokątne zabiegi,
wielu może nas opuścić, a potrzebujemy przecież wszy-
stkich.
- Wywarł na mnie wrażenie mądrego człowieka - rzekł
Smoczy Rycerz. - Takiego, który nie zawahałby się przed
użyciem siły, by osiągnąć to, czego pragnie, ale jednocześnie
kogoś wiedzącego kiedy poddać się wiejącemu wiatrowi.
Wydaje mi się, że jeśli ogół okrzyknie cię przywódcą,
ustąpi i nie będzie czynić żadnych trudności.
- Wspaniale go rozszyfrowałeś - przyznał gospodarz
z lekkim uśmiechem. - Można by pomyśleć, że spędziłeś
wśród nas całe życie.
- Wiesz, że tak nie jest, lecz muszę ci zdradzić, iż ludzie
wszędzie zachowują się podobnie: jedni sięgają po władzę,
a inni wolą, by nimi rządzono. W końcu jednak większość
decyduje się pójść za przywódcą, któremu najbardziej ufa,
a ty jesteś właśnie taką osobą.
- Może to i racja. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Czy mogę wziąć tę mapę, by pokazać ją rodakom?
- Będzie bardzo dobrze, jeśli tak zrobisz. Właśnie z tą
nadzieją własnoręcznie ją wykreśliłem. To chyba wszystko.
Możemy wracać.
Zbliżała się już pora wieczerzy i Herrac zajął swoje
zwykłe miejsce w połowie długości stołu. Jim zasiadł obok
niego. W czasie ich nieobecności zjawili się tu także
pozostali młodzi de Merowie oraz Lachlan. W tak dużym
gronie zaraz zawrzały rozmowy i nawet Herrac brał w nich
udział.
Tylko Jim siedział w milczeniu. Zrezygnował z obser-
wowania Liseth i MacDougalla, a nawet Briana. W głowie
kłębiły mu się myśli jak poradzić sobie z Małymi Ludzmi
i co im powiedzieć.
Å‚fi
Rozdział 26
s,
'potkanie z Małymi Ludzmi przyniosło znacznie więcej
kłopotów, niż Jim pierwotnie przypuszczał.
Wraz z Dafyddem, mając za przewodnika Snorrla, póznym
rankiem dotarli do ich siedzib. Znów jednak zostali zatrzyma-
ni u wjazdu do ich doliny, gdzie czekał na nich Ardac.
- ...Ilu ludzi znad granicy ma być na tym spotkaniu,
w którym mamy uczestniczyć? - zapytał syn Lutela.
- Kiedy spotkałem się z nimi po raz pierwszy, było ich
ośmiu. Teraz ma być więcej. Nie jestem pewien, ale nie
zdziwiłbym się, gdyby przybyło ich nawet osiemna-
stu - odpowiedział Jim.
- W takim razie zjawi się osiemnastu dowódców na-
szych schiltronów.
Smoczy Rycerz spodziewał się, że Mali Ludzie będą
chcieli mieć na naradzie swoich reprezentantów, lecz nie
w takiej liczbie.
- Nie jest to rozsądne - starał się tłumaczyć. -Może
trzech, czterech spośród was. Powiedzmy nawet pięciu. Ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl