[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powłóczystym spojrzeniem amanta niemego kina, faktycznie mógł robić wrażenie na kobietach.
Ubrany, zgodnie z bieżącymi wymogami tandetnej, kiczowatej mody z wielkomiejskich przedmieść,
w masywne czarne buty wojskowego typu, obcisłe, sprane dżinsy i mocno powykrawany pod szyją i
pod pachami czarny podkoszulek, rozkołysanym, z lekka tanecznym krokiem podszedł bliżej.
- Dean Ratchitt? - rzucił Jason, choć był w zasadzie pewien, z kim ma do czynienia.
Odpowiedz przystojniaka zabrzmiała dość lekceważąco:
- We własnej osobie, doktorku!
SZCZZCIE W MAAYM MIASTECZKU
139
- Dobrze, że cię spotykam, Ratchitt - Jason automatycznie przeszedł ze swym rozmówcą na ty.
- A czego ode mnie chcesz? - obłudnie zdziwił się Dean.
- Chcę, żebyś się odczepił od mojej Emmy! - warknął Jason.
- Ojejku! Nawet ci się nie dziwię, że jak cośkolwiek o mnie słyszałeś od swojej żonki albo od innych
tutejszych bab, to czegoś takiego ode mnie chcesz - stwierdził Ratchitt, przywoławszy uśmieszek
politowania na swą smagłą, dość wyrazistą twarz prowincjonalnego donżuana. - Ale posłuchaj...- -
zawiesił tajemniczo głos.
- SÅ‚ucham!
- Posłuchaj tylko, co ci powiem, doktorku! - odezwał się Dean Ratchitt tonem pogróżki, mrużąc przy
tym smoliste ślepia, których uwcto^icielskim spojrzeniem tak skutecznie umiał rozgrzewać naiwne
kobiece serca.
- Tak? - rzucił Jason.
- To ci powiem, że chcieć a m i e ć to dwie zupełnie różne rzeczy! - dokończył przystojniak i szy-
derczo zarechotał.
Jason odczekał spokojnie, aż jego ubawiony własnym dowcipem rozmówca do woli się wyśmieje i
dopiero potem wypowiedział dobitnie jedno jedyne słowo:
- Właśnie!
- Co, właśnie? - spytał Ratchitt, który najwidoczniej nie był równie bystry, jak jurny, przystojny i bez-
czelny.
140
SZCZZCIE W MAAYM MIASTECZKU
- Chcieć to nie znaczy mieć - Jason powtórzył mu jego własne powiedzonko. - Więc odczep się od
Emmy - dodał - bo i tak niczego już u niej nie wskórasz!
- TakiÅ› pewien, doktorku?
- Owszem.
- A może i masz rację - mruknął na to Dean Ratchitt i machnął ręką, zmieniając nagle front.
- To znaczy? - Jason zażądał wyjaśnień.
- To znaczy, że może faktycznie dam sobie spokój z tą beznadziejną skromnisią Emmą, której to stare
pudło z cukierni, czyli nieboszczka ciocia Ivy, nakładła w swoim czasie w blond główkę różnych
bzdur o tym, jak się powinna zachowywać grzeczna panienka...
- Bo co? - rzucił Jason, starając się rozszyfrować pokrętny tok myślenia Ratchitta.
- Bo przecież i tak kasa Emmy przeszła mi już koło nosa razem z ożenkiem. Przez ciebie, ty zafajdany
doktorku! - stwierdził oskarżycielskim tonem Dean i dla wzmocnienia swoich słów wskazał na Jasona
ubrudzonym palcem.
- Kasa? Jaka znów kasa, co ty bredzisz?  zapytał Jason.
- No, no, no, mały cwaniaczku w białym fartuszku! Nie udawaj przede mną, że nagle o niczym nie
wiesz, skoro tu, w Tindley, wszyscy wszystko o sobie wiedzÄ…, a przynajmniej prawie wszystko -
syknÄ…Å‚ Ratchitt. -Emma ma w banku nielichy szmal po swoich staruszkach, zapisany testamentem.
Miał na nią przejść, jak skończy dwadzieścia pięć lat albo nawet wcześniej, o ile wyjdzie za mąż.
Myślałem, że wyjdzie za mnie i ja
SZCZZCIE W MAAYM MIASTECZKU
141
tę jej kasę zgarnę, i będę miał przy niej jedwabne życie, a tymczasem...
- Chciałeś się z nią ożenić dla pieniędzy? - huknął Jason.
Był na równi zbulwersowany cynizmem Ratchitta, jak i skrytością Emmy, która mu nigdy nawet
słowem nie wspomniała o odziedziczonych bankowych zasobach.
- No, przecież nie dla jej pięknych oczu, doktorku! - parsknął śmiechem Ratchitt.
- NaprawdÄ™?
- Jasne, doktorku! - potwierdził rozbawiony przystojniak. - Takich damulek, jak Emma, to ja mogę
mieć na pęczki, i mam, i stale muszę je zmieniać, bo mi się strasznie szybko nudzą. Każdą jedną
bajeruję, że niby ją kocham nad życie, Emmę też bajerowałem, ale naprawdę...
- Ty draniu!
Najpierw zabrzmiał taki właśnie gniewny okrzyk doktora Jasona Steela. Potem nastąpił szybko i
wprawnie wyprowadzony cios jego pięści, na tyle mocny, że z miejsca powalił Deana Ratchitta na
ziemiÄ™.
A następnie rozległ się histeryczny, trochę piskliwy, dyszkantowy wrzask zaskoczonego
przystojniaka, który wcale nie kwapił się do bitki ani nawet nie próbował się podnieść, tylko
spłoszony nawoływał:
- Ojciec, ratunku, bo biją! Ojcieeec, ratunkuuu!!! Pózniej był skok czarnego psa, który zerwał się
z uwięzi i rzucił się Deanowi na ratunek, w zastępstwie głuchawego i najprawdopodobniej
drzemiÄ…cego w domu przed telewizorem Jima Ratchitta.
142
SZCZZCIE W MAAYM MIASTECZKU
A na koniec rozległ się głośny krzyk Jasona, któremu rozzłoszczone psisko boleśnie wbiło kły w lewe
przedramię, bezpośrednio poniżej łokcia.
Dobiegający z podwórka hałas obudził w końcu starego Jima Ratchitta. Głuchawy farmer wyskoczył z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl