[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ślubnym.
- Co siÄ™ dzieje z Frederickiem... to znaczy z panem Gaylordem?
- Umarł - odpowiedziała pani Gaylord. Jej oczy pojaśniały od wspomnień.
- Bardzo mi przykro - powiedziała Jenny. - Przypuszczam, że ma pani rodzinę. Może synów?
- Tak - uśmiechnęła się pani Gaylord. - To wspaniali chłopcy.
Peter wziął bagaż zostawiony u progu drzwi wejściowych.
Prowadzeni przez panią Gaylord poszli po schodach na drugie piętro. Mijali mroczne łazienki
o żółtych szybach okiennych i z wannami stojącymi na żelaznych łapach z pazurami. Mijali
sypialnie z zaciągniętymi storami i łóżkami, w których nikt nie spał. Minęli szwalnię, gdzie stała
nożna maszyna do szycia - czarna, emaliowana, inkrustowana masą perłową. Dom był zimny;
podłogi pod nogami skrzypiały, kiedy zmierzali do ślubnego apartamentu.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Pokój, w którym mieli zamieszkać, okazał się rozległy i wysoki. Frontowe okna wychodziły
na zasnuty liśćmi podjazd, z tylnych widać było las. W pokoju stała ciężka, rzezbiona szafa
dębowa, a łóżko miało wysoki baldachim z brokatu, wsparty na czterech wyrzezbionych filarach
przypominających spiralę. Jenny usiadła na łóżku, poklepała je ręką i rzekła:
- TrochÄ™ twarde, prawda?
Pani Gaylord odwróciła głowę w bok. Wydawało się, że myśli o czymś innym.
- Zobaczy pani, jakie jest wygodne, kiedy się pani do tego przyzwyczai - powiedziała.
Peter postawił walizki.
- O której poda nam pani dzisiaj obiad? - zapytał.
Pani Gaylord nie odpowiedziała mu wprost, tylko zwróciła się do Jenny:
- O której państwo sobie życzą?
Jenny zerknęła w stronę Petera.
- Odpowiadałoby nam koło ósmej - odparła.
- Doskonale. Przygotuję go na ósmą. Tymczasem rozgośćcie się. Zawołajcie mnie, jeśli będziecie
czegoś potrzebowali. Jestem zawsze w pobliżu, nawet jeśli czasem zasnę.
Uśmiechnęła się smutno do Jenny i zniknęła bez słowa, zamykając cicho drzwi za sobą. Peter
i Jenny czekali jeszcze chwilę, aż usłyszeli jej kroki w hallu. Wtedy Jenny frunęła w ramiona
Petera i pocałowali się. Pocałunek znaczył bardzo wiele: kocham cię, dziękuję ci, nie ważne kto, co
powiedział, udało nam się, w końcu się pobraliśmy, jesteśmy zadowoleni.
Rozpiął guziki jej prostej wełnianej sukni wyjściowej. Zsunął ją z ramion Jenny i pocałował
ją w szyję. Palcami rozczochrała mu włosy i szepnęła:
- Wyobrażałam sobie, że to tak właśnie się odbędzie.
- Uhum - zamruczał.
Suknia zsunęła się do kostek. Pod nią nosiła różowy, przejrzysty biustonosz, przez który widać
było ciemne sutki, i skąpe przezroczyste majteczki. Wsunął rękę pod biustonosz
i pieścił palcami jej sutki, aż zesztywniały. Jenny rozpięła mu koszulę i wsunęła pod nią ręce,
głaszcząc jego nagie plecy.
Jesienne popołudnie stawało się mgliste. Zdjęli kapę z baldachimowego łoża i nadzy
wśliznęli się między prześcieradła. Całował jej czoło, zamknięte powieki, usta, piersi. Ona
całowała jego wąską, muskularną pierś, płaski brzuch. Zamknęła oczy, słyszała jego oddech -
miękki, natarczywy, pożądliwy. Leżała na boku, odwrócona do niego plecami, czując jak rozwiera
jej uda. Oddychał coraz ciężej i ciężej, jak gdyby biegł albo z kimś walczył.
- Spieszysz się, ale ja to lubię - zamruczała.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Poczuła, jak w nią wchodzi. Nie była jeszcze gotowa, przez jego niezwykły pośpiech, ale był tak
wielki i natarczywy, że cierpienie było zarazem przyjemnością, i chociaż krzywiła się z bólu,
jednocześnie drżała z rozkoszy. Zadawał jej pchnięcie za pchnięciem, a ona krzyczała... Pod
opuszczonymi powiekami pojawiły się wszystkie fantazje, które jej się kiedykolwiek śniły... %7łe jest
gwałcona przez brutalnych wikingów w stalowych zbrojach, z nagimi udami... że jest zmuszona
rozbierać się przed lubieżnymi władcami w bajkowych haremach... że atakuje ją lśniący, czarny
ogier.
Był tak męski i niepohamowany, że poczuła się całkowicie przytłoczona, zatracona
w uniesieniu i miłości. Wracała do siebie przez wiele minut, które odliczał malowany sosnowy
zegar ścienny, cierpliwie tykający i tykający, powoli, jak pył osiadający na meblach w szczelnie
zamkniętym pokoju.
- Byłeś fantastyczny - wyszeptała. - Nigdy przedtem tak mnie nie kochałeś. Małżeństwo dobrze ci
służy.
Nie było odpowiedzi.
- Peter?
Odwróciła się, a1e Peter gdzieś znikł. Leżała sama w łóżku.
Widziała jedynie zmięte prześcieradło!
Zdenerwowana, odezwała się:
- Peter? JesteÅ› tam?
Odpowiedziała jej cisza, odliczana tykaniem zegara.
Usiadła, całkowicie już przytomna. Cichutko, prawie niedosłyszalnie powtórzyła:
- Peter? JesteÅ› tam?
Spojrzała w stronę na pół otwartych drzwi do łazienki.
Podłoga zalana była słońcem póznego popołudnia. Z zewnątrz dobiegał szelest liści i odległe
powarkiwanie psa.
- Peter, jeśli to mają być żarty...
Wstała z łóżka. Włożyła rękę między nogi, bo poczuła, że lepią jej się uda. Nigdy jeszcze nie
napełnił jej taką ilością nasienia. Było go tyle, że spływało po wewnętrznej stronie jej nóg na
dywan. Zaskoczona podniosła rękę do oczu i patrzyła na nią.
W łazience nie było Petera. Nie było go pod łóżkiem ani pod kapą. Nie było go za zasłonami.
Szukała go z bolesnym zakłopotaniem, uporczywie, nawet tam, gdzie wiedziała, że go nie ma. Po
dziesięciu minutach poszukiwań przestała. Nie było go. W jakiś tajemniczy sposób zniknął.
Usiadła na łóżku i nie wiedziała, czy śmiać się z daremnych poszukiwań, czy krzyczeć ze złości.
a
a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl