[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zbiegłem, aby się pożalić z dolą moją. Mało mi było Czechów; Bóg zesłał
Mongołów. Tej naszej biednej ziemi pokoju nigdy...
Weszli pod namiot razem. Twarz Przemysława oblokła się jakby cieniem, dumny trochę i zazdrości
nieco czytać z niej było można, miłości mało lub nic. Mały ten człeczek mu zawadzał. Aoktek, jak był
z drogi spragniony, nie pytając pierwszy kubek nalany schwycił i wypił.
Zdjął żelazny hełm ze skroni i czoło z potu począł ocierać. Przemysław patrzał nań posępnie.
Ten już w namiocie, jak u siebie w domu, gospodarzył, ławkę pod siebie podsunął, uczepił się na
niej jak na koniu, do chleba sięgnął i kawał go siebie ukroił. Książę skinął, aby strawę jaką
przyniesiono.
 Srogoż tam pustoszą Tatarowie?  spytał.
 Wedle obyczaju swego! Palą i niszczą, a młodzież gnają kupami. Gdyby mi gdzie Czechów
pochwycili i potłukli, ale nie! Ci w Krakowskie ujdą, a dzicz ta gonić za nimi nie bę-
dzie! O! Sandomierz! Sandomierz! Biedne miasto, tego nigdy nie miną! A co wsi poszło w perzynę!
Podniósł twarz, na której gniew się napiętnował straszny.
 Płakać bym powinien  dodał  ale tego nie umiem! Zły jestem, zacinam sobie znaki, ile zemsty
komu winien będę! Powoli popłacę moje długi.
Popatrzał na chłodno milczącego Przemysława, jakby go badał; ten wzajem ściganemu przez
Czechów i Tatarów rycerzowi małemu, który w niedoli męstwo całe zachował, przyglądał się nieco
zdumiony.
Po małym przestanku Aoktek dorzucił:
 Wiecież, po com ja gnał za wami?
 Skądże mam wiedzieć  sucho odparł książę.
127
 Pomyślałem sobie  rzekł Aoktek  że ty pokój masz, ludzi wiele karmisz darmo, mógł-
byś mi pomóc nimi. Po Tatarach żołnierza mi będzie trudno dostać, a Czechów, pobiwszy, dobijać
trzeba, aby im smak od naszej ziemi odszedł.
Przemysław potrząsł głową. Widać było, że prośbie nie myśli zadość uczynić.
 Mówicie, że ja pokój mam  odparł powoli.  Właśnie taki, jak i ty, a większego kraju bronić
muszę. Brandeburczyki czekają tylko, aby mnie słabszym zobaczyli, ze śląskimi mam rachunki, w
Pomorzu i od pańskiego księcia107, i od Krzyżaków muszę się mieć na pieczy.
Gdyby mi kto pomoc dał, przyjąłbym ją!
Aoktek zdał się słuchać dosyś obojętnie.
 U ciebie wojny nie ma jeszcze  odparł  a jam swoją począł, no i nie skończę jej, aż wszystkich
pokonam! Plotło się różnie ze mną; co mi Bóg gotuje, nie wiem, ale zmóc się nie dam nikomu ani
nastraszyć. Małym mnie Pan Bóg stworzył, muszę się wielkim stać sam.
Rozśmiał się. M u s z ę to wyrzekł z taką siłą, że Przemysławowi mimo woli podniosły się ramiona.
Zuchwalstwo to budziło w nim zazdrość.
 Trudno z Bogiem wojować  szepnął trochę szydersko.
 Ja też nie z nim, a z ludzmi się ucieram  rzekł Aoktek.  Za dużo u nas obcych! Za du-
żo! Rozpostarli się i zagarniają coraz więcej. Mazowieccy nasi bracia sami najgorszemu wrogowi
wrota otwarli, a jeszcze go na własną krew prosili w goście! Rozsiadają się Brandeburgi, wparł się
Czech bezprawnie; na wsze strony opędzać się trzeba.
Pomilczał trochę zamyślony i w stół uderzył.
 Nie damy się! Bóg łaskaw!
Mówiąc to, jadł żywo i żarłocznie jak głodny, nie dbający o to, czym się posili. Widać w nim było
zaprzątnięcie myślami wielkimi, a lekceważenie reszty. Obok Przemysława uzbro-jonego i odzianego
wytwornie, ten ze stroju i oręża ledwie się prostym ciurą zdawał. Na szy-szaku nie miał nic, zbroję
prostą, poczerniałą, na której ślady razów od mieczów i kopij widać było, suknię z grubej tkaniny,
płaszcz barwy ciemnej, miecz w żelazo oprawny. Wszystko to trwałe było, mocne, a jak on nie bijące
w oczy. Przemysław ze swym wzrostem, postawą książęcą, suknią oszywaną, pasem złoconym,
zbroją rysowaną i szmelcowaną gasił go pozornie; Aoktek, mały, niepoczesny, miał życia więcej.
W czasie rozmowy Gozdawa i inni ziemianie za namiot się wysunęli, zostawując ich samych. Aoktek,
wprędce głód zaspokoiwszy i pragnienie, usta otarł, przeżegnał się i zwrócił ku Przemysławowi.
Błysnęły mu oczy dziwnie.
 Co prawią ludzie  rzekł  prawda-li to, że wam Zwinka chce koronę dać?
Trochę ironii było w głosie jego.
Przemysław odprostował się dumnie.
 Czemuż by nie?  odparł powoli.  Część wielką dawnego państwa Chrobrego mam pod sobą... a
resztÄ™...
 Cóż my naówczas poczniemy?  rzekł mały książę.
Zamienili spojrzenie.
 Włożyć koronę  dodał  nie tak ci to trudno  zamruczał  ale nosić!
Przemysław czoło uniósł ku górze, nie chciał odpowiadać już.
 Postarajcie się o następcę  dodał mały  a jakby go nie stało wam, przekażcie mnie.
Rozśmiał się. Przemysław się coraz więcej chmurzył.
 Tak  rzekł.  Syna dotąd nie dał mi Bóg! Córka jedna... Od lat siedmiu nie mam potomstwa.
Na tym przerwała się rozmowa, oczyma się tylko mierzyli; sparty na ręku Aoktek dumał.
107 Pańskiego księcia  chodzi prawdopodobnie o ksiąstewko znajdujące się na zachód od
Szczecina, którego głównym miastem była Retra.
128
 Próżnom więc za wami gonił  rzekł jakby do siebie.  Wiem już, że ludzi mi nie dacie.
Pójdę ich zbierać po jednemu. Ciężkie to życie, alem ja, jak wy, do pieszczonego nie nawykł,
spoczynku nie lubię, znoszę, jak prosty chłop, głód, chłód, trud, wszystko, byle na swym postawić.
Mnie gdyby z miękkim łożem, w kobiercami wysłanej komnacie, choćby z najpiękniejszą dziewką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl