[ Pobierz całość w formacie PDF ]

izbicą, reszta komór, z gliny i chrustu połatana, niska była i licha.
Dużo też dla starości w ziemię wsiadło i z dala wyglądały zabudowania jak kupa grzybów, co
po deszczu wyrośnie, bo wysokie omszone dachy z dranic i słomy do grzybowych czapek
były podobne.
Nawet do izbicy wchodzić było potrzeba jak do jamy, w głąb, tak i ona za padła się w ziemię.
Odolaj był już chrześcijaninem, a nawet bardzo gorliwym i surowym, posty obchodził
ściśle, duchownych szanował i obdarzał, ale z młodych czasów pozostało mu dużo
pogańskich wspomnień i zwyczajów, których on, od nowych nauk rozróżnić nie umiejąc,
dziwacznie mieszał z nimi.
Wiara więc jego z dwojga niemal wiar połączonych się składała, a szczególniej czarów i
złych duchów obawiał się mocno, czego mu nie broniono, wierzył też w zamawiania i uroki.
Bajek o czarownikach, wiedzmach, latawicach, wilkołakach, lichu, psocie, plusze słuchać
lubił i sam miał ich uzbierany zapas wielki.
Znał się nawet na tym, jak czar bywał rzucony i jak mógł być zdjęty.
Stare baby, posądzane o uroki, niemiłosiernie chłostać kazał, szczególniej gdy krowy mleko
traciły, po czym zawsze udoje wracały obfite.
Czeladz trzymał w strasznej surowości i za przewinienia karał bez miłosierdzia, ale
gdy się do kogo przywiązał, nie pomiernie dlań był łaskaw i wiarę dawał do zbytku.
Człek był, mimo zbliżającej się lat setki (liku właściwie dobrze nikt nie wiedział), dosyć
jeszcze krzepki, na umyśle rzezwy i stare rzeczy pamiętający doskonale.
Trzymał się pono tym, że się ciągle ruszał, bo we dnie rzadko się kiedy zdrzemnął, a nocą
zbudziwszy się, przytomność natychmiast miał całą i wiedział, co się z nim działo.
Gdy spał, Hyż i chłopiec siedzieli przy nim nieodstępnie i czuwali.
Wiosennego poranku właśnie Odolaj z chłopcem i Hyżem swój gród obchodzili wedle
zwyczaju, a słońce przygrzewać zaczynało, gdy zatrzymawszy się na wałach, stary ucha na
stawił.
Wiatr wiał od dalekich borów, nic prócz niego słychać nie było, ale starego uszy dalej
jakoś sięgały, bo ręką wskazując chłopcu w stronę, w którą się gościniec daleko ciągnął przez
pola, kręcąc między łączkami i rolami, zapytał:
Ty, słysz!
Co tam widać?
Nic, miłościwy panie, rzekł chłopak.
ZlepyÅ› i ty czy co?
Patrz na gościniec, trutniu, wyłup oczy!
Chłopak podniósł się na palcach, oczy szeroko otworzył i dojrzał kłąbka kurzawy.
Nie widać nic, miły panie, ino się pył zwija po gościńcu od wiatru albo bydło lub
owce pędzą.
GÅ‚upiÅ›!
rzekł Odolaj.
Patrz no lepiej, zobaczysz więcej.
Hyż, jakby też mowę pańską rozumiał, stał zwrócony w tę stronę, uszy nastawił i
nosem powietrze pociągał.
Nagle chłopię krzyknęło:
Miłościwy panie, jezdni!
Ilu ich?
Znowu tedy milczał dzieciak, a stary spuściwszy głowę, ucha nastawiał.
Zlepiec z ciebie, rzekł, pięciu ich być musi, trutniu jakiś, mówię pięciu!
Licz!
W istocie w dali już teraz rozeznać było można jezdzców, z których dwu przodem
jechało, a trzech za nimi.
Panowie i czeladz.
Mów!
rzekł starzec.
Tym słowem zwykł był puszczać wodze oczom swoim i chłopak powinien był zacząć
opowiadać, co widział.
Chłopię poczęło:
Przodem dwu na koniach, w zbroiczkach i hełmach, od których się świeci, czysto
poodziewani, za nimi troje czeladzi.
Konie u wszystkich tęgie, kłusują szybko, wprost na zamek.
Chłopak w ręce plasnął.
A, panie, dodał, jeden z czeladzi na ręku sokoła trzyma!
To nasi, mruknÄ…Å‚ stary.
Jastrzęby jechać muszą.
W istocie garstka ta zbliżała się ku staremu zamczysku i coraz ją lepiej rozeznać było można.
Na dwu jadących przodem błyszczały zbroje, na koniach też widać było świecideł dużo,
wyglądali z pańska, i czeladz odziana była dostatnio.
Gdy stary Odolaj przekonał się, iż na zamek zawracali, zszedł z wałów i pospiesznie
do izbicy powrócił, nie chcąc i w podwórcu gościom zabiegać drogi.
Izba, w której siadywał, mało się różniła od wieśniaczej, choć od zwykłej świetlicy była
większą.
Od dymu ściany jej drewniane całe się oblokły świecącą brunatną powłoką.
W górze na belkach wisiały zioła różne, odpędzające uroki, służące dla zdrowia lub przy
niesione dla woni.
Bystrzejsze oko mogłoby było w ciemnych zakątkach za belkami dostrzec pochowanych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl