[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pamiętam, że straciliśmy kontrakt.
- Poznałem Emily na tamtym balu dobroczynnym. Ona pracuje dla hrabiny
Villani. Przypominasz jÄ… sobie, prawda?
- Owszem - powiedział cicho Roark.
Bez względu na to, jak bardzo się starał, nie potrafił zapomnieć Lei. Jej poca-
łunków, pieszczot, a także wzroku - najpierw zachwyconego, gdy się z nią kochał, a
potem pełnego nienawiści. Nie potrafił też zapomnieć, jak gwałtownie pożądał tej ko-
biety.
I miał ją tylko raz. Pragnął więcej, pragnął się nią nasycić. Lecz ona go odrzuci-
ła. %7ładna inna nigdy tego nie zrobiła.
Ale przynajmniej jest jej jedynym kochankiem. Ale czy na pewno? Pomyślał
nagle o tym, ilu mężczyzn mogło zaciągnąć ją do łóżka przez minione półtora roku - i
mocno zacisnął dłoń na szklance.
R
L
T
- Jednak ona nie może się równać z moją narzeczoną - oświadczył z przekona-
niem Nathan. - Emily ma w sobie tyle ciepła i uczucia, natomiast hrabina Villani,
jakkolwiek bez wątpienia piękna, jest taka zimna!
- Zimna? Nie powiedziałbym tego - mruknął Roark.
- A więc usidliła cię, tak? - spytał z uśmiechem Nathan.
- Oczywiście, że nie - odparował Roark. - Jest osobą, która założyła park w
miejscu, gdzie powinny były stanąć moje wieżowce. Poza tym nic dla mnie nie zna-
czy.
- Miło mi to słyszeć - rzekł z powagą Nathan - ponieważ ona najwyrazniej o to-
bie zapomniała. Od wielu miesięcy spotyka się z pewnym mężczyzną. Lada dzień
spodziewane są ich zaręczyny.
Roarka przebiegł zimny dreszcz. Lea ma się zaręczyć?
- Kim on jest? - wyjąkał.
- To bogaty prawnik z szanowanej nowojorskiej rodziny.
Zimny dreszcz stał się lodowaty.
- Jak siÄ™ nazywa?
- Andrew Oppenheimer.
Oppenheimer. Ten siwowłosy władczy mężczyzna, który znał jego dziadka. I on
ma być kolejnym mężem Lei?
Roark wiedział, że to małżeństwo, w przeciwieństwie do poprzedniego, zostanie
skonsumowane. Oppenheimer pragnie jej, jak każdy mężczyzna.
Tak jak on.
Zakręciło mu się w głowie. Uświadomił sobie, że osiemnaście miesięcy ciężkiej
fizycznej pracy ani trochę nie zmniejszyło jego pożądania Lei Villani.
Jeszcze z nią nie skończył.
R
L
T
ROZDZIAA ÓSMY
- Wiesz, moja droga, że mi na tobie zależy - powiedział Andrew Oppenheimer.
Siedzieli w kościelnej ławce. Objął Leę ramieniem. - Kiedy odpowiesz mi: tak?
Podniosła na niego wzrok i przygryzła usta.
- Andrew, ja...
- Uwielbiam Boże Narodzenie, a ty? - rzekł, taktownie zmieniając temat. - Pre-
zenty, śnieg... Czyż tu nie jest romantycznie?
Istotnie, katedrę pięknie przyozdobiono ostrokrzewem, gałązkami jodły i czer-
wonymi różami, a oświetlały ją niezliczone świece. Atmosferę ceremonii ślubnej
przepajała oszałamiająca magia zimowej nocy.
Jednak to nie sprawiło, by Lea zapragnęła własnego ślubu. Zatęskniła jedynie do
swego małego dziecka, które niania już troskliwie ułożyła do snu w łóżeczku. A róże
przypomniały jej barczystego czarnowłosego mężczyznę, który rozpalił w niej ogień
namiętności, a potem zranił jej serce.
- Wyjdz za mnie, Lea - szepnął Andrew. - Będę dla Ruby dobrym ojcem. Za-
opiekujÄ™ siÄ™ wami.
Nie wątpiła w to. Więc dlaczego właściwie nie miałaby się zgodzić? Jednak
przełknęła nerwowo ślinę i odrzekła:
- Przykro mi, Andrew, ale moja odpowiedz nadal brzmi: nie.
Przyglądał się jej przez chwilę, a potem delikatnie pogładził ją po dłoni.
- W porządku, zaczekam na ciebie. Wciąż mam nadzieję.
Zaczerwieniła się, ogarnięta poczuciem winy. Powinna przyjąć propozycję An-
drew, tak jak zgodziła się na swe pierwsze małżeństwo. Ale płomienny, namiętny
epizod z Roarkiem zmienił ją raz na zawsze. Teraz już nie potrafiłaby poślubić męż-
czyzny, który nie rozpala w niej takiego pożaru zmysłów.
Wiedziała, że postępuje nierozsądnie. Jej córeczka potrzebuje ojca. A jednak...
R
L
T
Odwróciła wzrok. Kościelne ławki wypełniły rodziny i znajomi jej przyjaciółki i
podwładnej, Emily Saunders, oraz pana młodego, Nathana Cartera. Usłyszała, jak ja-
kiś spózniony gość zajął miejsce tuż za nią.
- Chciałbym zabrać cię gdzieś na sylwestra - rzekł do niej Andrew. - Karaiby,
St.Lucia albo narty w Sun Valley. Gdziekolwiek zechcesz...
Pochylił się i ucałował jej dłoń. Z tyłu dobiegło ją ciche kaszlnięcie. Zerknęła
przez ramię... i zamarła.
Roark!
Wpatrywał się w nią. Jedyny mężczyzna, przy którym czuła, że naprawdę żyje.
- Witaj - rzucił chłodno.
- Co... co ty tu robisz? - wyjąkała. - Emily powiedziała, że pracujesz w Azji i nie
zdążysz przyjechać na ślub.
- A więc słyszałaś? Cóż, jestem czarodziejem i dotarłem tu dzięki magii - rzekł
leniwie, a potem skinął głową w kierunku Andrew. - Oppenheimer, pamiętam cię.
- A ja ciebie, Navarre. - Oczy starszego mężczyzny pociemniały z gniewu. - Ale
sytuacja się zmieniła. Teraz już nie odbierzesz mi tańca.
Roark nie odpowiedział, tylko znów popatrzył na Leę. Pomyślała, że chyba na-
prawdę jest czarodziejem, ponieważ jednym spojrzeniem zmienił dla niej zimę w lato.
Wmawiała sobie, że wyrzuciła go z pamięci. Jednak jak mogłaby go zapomnieć,
skoro codziennie widziała jego czarne oczy w pulchnej, uroczej twarzyczce córeczki?
Ruby! O mój Boże, a jeśli on się dowie? Zmartwiała ze strachu. Wszyscy sądzi-
li, że dziewczynka jest dzieckiem hrabiego. Nie mogła teraz znieważyć pamięci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl