[ Pobierz całość w formacie PDF ]

którym przesiedzieli całą noc. Skierowali się w stronę załomu, w którym Wilcox i Kosti
rozłożyli obóz.
Prowadzony przez nich człowiek nie okazywał większego zainteresowania sytuacją.
Najwidoczniej skoncentrowany był tylko na jednym: na zachowaniu równowagi. Dłoń Mury
spoczywała pewnie na jego nadgarstku i Dan domyślał się, że steward cały czas był
przygotowany do wykazania się umiejętnościami z zakresu walk wschodnich. Był
rzeczywiście najlepszy w tej dziedzinie.
Dan cały czas obserwował zarośla i skały, oczekując w każdej chwili ataku ze strony
właścicieli pól. Ziemianie bowiem mogli zostać uznani za przestępców ze względu na swoje
zachowanie w stosunku do kierowcy. Być może tym samym zaprzepaścili szansę na
nawiązanie handlowych stosunków z dziwnymi istotami. Jednak żaden z nich nie miałby
czystego sumienia, gdyby pozostawili tego człowieka na łasce pozaziemskich stworzeń.
Ich podopieczny splunął krwią i odezwał się do Mury:
- Jesteście z grupy Ombra, prawda? Nie wiedziałem, że też zostali wezwani.
Wyraz twarzy Mury nie zmienił się.
- To zadanie jest chyba dostatecznie ważne. Nie bez powodu wzywają wszystkich&
- Kto tam mnie zaatakował? Te nieznośne straszydła?
- Tak, tubylcy& Rzucali kamieniami. Człowiek warknął.
- Powinniśmy ich wszystkich przysmażyć! Kręcą się tu bez przerwy i za każdym
razem, kiedy przechodzimy przez te wzgórza, próbują nam roztrzaskać czaszki. Będziemy
znowu musieli użyć miotaczy, oczywiście, jeśli zdołamy ich dogonić. Problem w tym, że
poruszajÄ… siÄ™ za szybko.
- Tak, jest z nimi kłopot - odparł uspokajająco Mura. - Teraz tędy& - wskazał drogę w
stronę kotliny. Prowadzony przez nich człowiek poczuł, że coś się nie zgadza.
- A po co tutaj?& - zapytał zdziwiony, a jego wyblakłe oczy spoglądały w twarze
Ziemian niespokojnie. - Przecież to ślepa dolina&
- Mamy tu swój pełzacz. Chyba lepiej, żebyś nie chodził za dużo w tym stanie,
prawda? - przekonywał go Mura.
- Hm? Tak, masz rację. Jestem ranny w głowę, to nie ulega wątpliwości. - Podniósł
dłoń i skrzywił się dotykając bolącego miejsca przy prawym uchu.
Dan odetchnął. Mura radził sobie doskonale. Chyba uda im się bez najmniejszego
problemu doprowadzić chłopaka tam, gdzie chcieli.
Steward cały czas trzymał więznia za rękę. Szli teraz wzdłuż ściany utworzonej przez
głazy. Za nimi znajdowali się już Kosti i Wilcox z pełzaczem. To właśnie maszyna zdradziła
ich.
Jeniec zatrzymał się tak nagle, że Dan wpadł na niego. Poturbowany kierowca
przenosił wzrok z pojazdu na ludzi stojących obok niego. Gorączkowo szukał pasa na
biodrach, ale stwierdził, że nie jest już uzbrojony.
- Kim jesteście? - zapytał.
- My również chcieliśmy zadać to pytanie - odparł Kosti. - Może to ty powiesz nam,
kim jesteÅ›?
Chłopak zrobił krok do tyłu, jakby chciał sprawdzić, czy nie nadciąga pomoc. Silny
uchwyt Mury powstrzymał go.
- Rzeczywiście -i dodał łagodnie steward - bardzo chcielibyśmy wiedzieć, z kim
mamy do czynienia.
Fakt, że przeciwników było tylko czterech, dodał więzniowi odwagi.
- Jesteście z tego statku - stwierdził zwycięsko.
- Istotnie, jesteśmy ze statku - zaczął Mura - ale na tej planecie jest ich bardzo, bardzo
dużo.
Te słowa wywarły na chłopaku piorunujące wrażenie. Dan postanowił dodać coś
jeszcze:
- Jest, na przykład, statek Inspekcji&
Więzień zachwiał się, a jego poplamiona krwią twarz stała się jeszcze bledsza.
Przygryzł nerwowo wargę, jakby powstrzymując pchający się na usta okrzyk.
Wilcox usadowił się na pełzaczu i spokojnie wyciągnął z kabury miotacz. Położył go
na kolanie, kierujÄ…c lufÄ™ w stronÄ™ brzucha pojmanego.
- Tak, jest tych statków całkiem sporo - powiedział. Gdyby nie jego wyraz twarzy,
można by myśleć, że rozmawiają o pogodzie. - Jak sadzisz, z którego pochodzimy?
Ich jeniec nie stracił rozumu.
- Z tego tam na dole, z Królowej Słońca&
- A dlaczego tak uważasz? Bo na pozostałych nikt nie ocalał? - zapytał cicho Mura. -
Powiedz nam lepiej wszystko, co wiesz, przyjacielu.
- Właśnie - Kosti przysunął swoje wielkie cielsko do przygnębionego kierowcy. -
Oszczędz nam czasu, a sobie zaoszczędzisz kłopotów. A im więcej czasu stracimy, tym
bardziej zaczniemy się niecierpliwić, rozumiesz?
Oczywiście, więzień zrozumiał. Grozba brzmiąca w słowach Mury urealniała się teraz
w przewyższającym go o kilkanaście centymetrów Kostim.
- Kim jesteś i co tu robisz? - zaczął przesłuchanie Wilcox.
Rana na głowie spowodowana przez mieszkańców Otchłani niewątpliwie osłabiła
kierowcę. Natomiast Mura i Kosti swoimi słowami i postawą przestraszyli go na tyle, że
zaczął mówić.
- Jestem Lav Snall - rzekł ponuro. - A jeśli wy jesteście z Królowej Słońca, to
zapewne wiecie, co tutaj robię. W ten sposób jednak nic nie zyskacie. Uziemiliśmy wasz
statek i będziemy go trzymać, jak długo nam się spodoba.
- To bardzo interesujące - wycedził Wilcox. - Czyli ten statek na równinie będzie tu
stał tak długo, jak zechcecie, tak? A gdzie hol, na którym go trzymacie? Może niewidzialny?
Więzień pokazał białe zęby w szyderczym uśmiechu.
- Nie potrzebujemy holu - nie tutaj, na Otchłani. Ta cała planeta to pułapka. My po
prostu używamy jej, gdy chcemy.
Wilcox zwrócił się do Mury:
- Czy rana na jego głowie jest bardzo ciężka? Steward skinął głową.
- Zapewne tak, skoro umysł mu zmętniał. Ale trudno cokolwiek powiedzieć - żaden ze
mnie medyk. Snall dał się złapać na przynętę.
- Nie jestem kosmicznym pomyleńcem, jeśli o to wam chodzi. Czy wiecie, co my tutaj
znalezliśmy? Instalację Przodków, która ciągle pracuje! Potrafi ściągać statki z Kosmosu,
spadają pózniej z wielkim łomotem na ziemię. Kiedy ta maszyna działa. Królowa nie może
wystartować. Nawet gdyby była statkiem bojowym Patrolu - nic nie mogłaby zrobić. Ba!
Możemy ściągnąć również statek Patrolu, jeśli zechcemy.
- Niezwykle pouczające, doprawdy - skomentował Wilcox. - Macie więc w ręku jakąś
maszynę, która ściąga statki z Kosmosu& To coś nowego. Czy opowiedzieli ci o tym może
Szeptacze?
Policzki Snalla były ciemnoczerwone.
- Mówiłem już, że nie jestem szaleńcem! Kosti położył swoje wielkie ręce na
ramionach więznia i zmusił go, aby usiadł.
- Tak, wiemy - powiedział drwiąco. - Oczywiście, że jest tu taka wielka maszyna,
którą zresztą obsługuje jakiś tysiącletni Przodek! Wyciąga swoje macki - o, tak - i chwyta
statki. - Zacisnął potężną pięść tuż przed nosem Snalla.
Jeniec zdążył już jednak odzyskać pewność siebie.
- Nie musicie mi przecież wierzyć - rzekł spokojnie. - Wystarczy poczekać i
popatrzeć, co się stanie, jeżeli ten wasz uparty Kapitan spróbuje wystartować. Nie będzie to
wcale przyjemny widok. A niedługo i wy zostaniecie złapani&
- Przypuszczam, że macie sposoby, żeby nas wytropić, co? - Wilcox uniósł pytająco
brwi. - No cóż, nie nawiązaliście kontaktu z nami do tej pory, a przecież kręcimy się po
planecie już od dawna.
Snall przenosił wzrok z jednego Branżowca na drugiego. Był odrobinę zdziwiony.
- Nosicie tuniki Branży - powiedział głośno. - Na pewno jesteście z Królowej.
- Ale nie masz pewności, prawda? - naciskał Mura. - Możemy być ze ślizgacza
międzygwiezdnego, który złapaliście w potrzask tym sprytnym urządzeniem.. . Czy jesteś
pewien, że nikt nie ocalał i nie plącze się teraz po tych dolinach?
- Nawet jeśli tak, to niedługo sobie pospaceruje! - odparł krótko Snall.
- Rzeczywiście. Macie przecież swoje sposoby porozumiewania się z takimi ludzmi,
prawda? Może używacie głównie tego argumentu? - Wilcox podniósł miotacz na wysokość
głowy więznia.
- Tak rozmawialiście z tymi na Rimboldzie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl