[ Pobierz całość w formacie PDF ]

NACZELNIK POCZTY: O to właśnie chodzi, że to ani pełnomocna, ani figura!
HORODNICZY: Więc co, według pana?
NACZELNIK POCZTY: Ni to, ni owo, diabli wiedzÄ… co?
HORODNICZY: (zapalczywie). Jak to ni to, ni owo? Jak pan śmie nazywać go ni tym ni
owym i jeszcze diabli wiedzą czym?... Ja pana każę aresztować!
NACZELNIK POCZTY: Kto? Pan?
HORODNICZY: Tak! Ja!
NACZELNIK POCZTY: Nie wisz czasem!...
HORODNICZY: Czy pan wie, że on się żeni z moją córką, a ja będę wielkorządcą,
możnowładcą... że na Sybir poślę!...
NACZELNIK POCZTY: Panie Antoni, dajmy pokój żartom... Jaki Sybir? Sybir daleko.
Lepiej przeczytam list. Państwo pozwolą?
WSZYSCY: Prosimy! Niech pan czyta!
NACZELNIK POCZTY: (czyta).  Triapiczkin, bracie i przyjacielu! Pragnę cię zawiadomić,
jakie się ze mną dziwy dzieją. W podróży orżnął mnie na czysto w karty kapitan piechoty, do
tego stopnia, że właściciel oberży miał zamiar wpakować mnie do więzienia. Nagle,
zawdzięczając mojej petersburskiej fizjonomii i eleganckiemu ubraniu, całe miasto wzięło
mnie za generał-gubernatora! Mieszkam teraz u horodniczego, używam ile wlezie, dostawiam
się do jego żony i córki... nie zdecydowałem się jeszcze od której zacząć. Sądzę, że od
mamusi, bo mam wrażenie, że z punktu zgodzi się na wszystko. Pamiętasz, jakeśmy z tobą
bidowali i jak mnie kiedyś cukiernik złapał za kołnierz z powodu skonsumowania ciastek na
rachunek króla angielskiego?... Teraz byś mnie nie poznał! Pożyczają mi wszyscy na prawo i
na lewo. Straszne oryginały! Pękłbyś ze śmiechu! Wiem, że piszesz felietony  opisz
wszystkich koniecznie! Przede wszystkim Horodniczego  jest głupi jak siwy wałach!
HORODNICZY: Niemożliwe! Tego tam nie ma!
NACZELNIK POCZTY: (pokazuje list). Niech pan sam przeczyta!
HORODNICZY: (czyta).  Jak siwy wałach ! Niemożliwe! Pan to sam napisał!
NACZELNIK POCZTY: Jakżebym ja mógł to napisać?
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Niech pan czyta!
AUKA AUKICZ: Niech pan czyta!
NACZELNIK POCZTY: (czytając dalej)  ... horodniczy głupi, jak siwy wałach!
HORODNICZY: Co, u diabła, jeszcze pan musi powtarzać? I bez powtarzania stoi napisane!
NACZELNIK POCZTY: Hm... hm... hm...  siwy wałach... Naczelnik poczty... dobry
człowiek... No, w tym miejscu wyraził się o mnie także niezbyt przyzwoicie...
HORODNICZY: Niech pan czyta!
NACZELNIK POCZTY: Ale po co?
HORODNICZY: Nie, do stu tysięcy diabłów, czytaj pan! Jak czytać  to wszystko!
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Panowie pozwolą, ja przeczytam.(nakłada okulary, czyta).
 Naczelnik poczty  wykapany wozny z departamentu, Michiejew, i pewno tak samo, bestia,
wódkę goli...
NACZELNIK POCZTY: (do widzów). Zaraz widać, że smarkacz, któremu trzeba dać w
skórę i koniec!
ARTIEMIJ FILIPOWICZ:  Kurator zakładów dobroczynnych... (urywa, jąka się)
KOROBKIN: Dlaczego pan nie czyta?
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Jakoś niewyraznie... Zresztą widać, że łajdak.
KOROBKIN: Proszę, ja przeczytam, mam lepszy wzrok. (chce wziąć list)
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: (nie daje listu). To miejsce można śmiało opuścić, dalej już
wyraznie pisane...
KOROBKIN: Niech pan pozwoli, sam zobaczÄ™...
WSZYSCY: Niech pan odda list! (do Korobkina). Niech pan czyta!
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Zaraz...(oddaje list). O, tutaj...(zakrywa palcem). Od tego
miejsca niech pan czyta...(wszyscy zbliżają się).
NACZELNIK POCZTY: Wszystko czytać, wszystko!
KOROBKIN: (czyta).  Kurator zakładów filantropijnych Zjemlanika: zupełna świnia w
jarmułce...
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Też mi dowcip! Zwinia w jarmułce! Gdzie to świnia nosi
jarmułkę!
KOROBKIN: (czyta).  Wizytator szkół przesiąkł na wskroś cebulą...
AUKA AUKICZ: (do publiczności). Pod słowem honoru, nigdy cebuli nie jadam!
AMMOS FIEDOROWICZ: (na stronie). Dzięki Bogu, o mnie ani słowa!
KOROBKIN: (czyta).  Sędzia...
AMMOS FIEDOROWICZ: Masz tobie! (głośno). Szanowni państwo, uważam, że list jest
nazbyt długi. I po cóż u diabła, czytać te brednie?
AUKA AUKICZ: Nie!
NACZELNIK POCZTY: Nie! Proszę czytać!
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Czytać! Czytać!
KOROBKIN: (czyta).  Sędzia Lapkin-Tiapkin jest w najwyższym stopniu mo-weton .
(przerywa czytanie). Pewno jakieś francuskie słowo.
AMMOS FIEDOROWICZ: A diabli wiedzą, co to znaczy. Jeżeli tylko złodziej, to jeszcze
dobrze, a może coś gorszego!
KOROBKIN: (czyta).  Na ogół są to ludzie gościnni i dobroduszni... %7łegnaj bracie. Idąc za
twoim przykładem, chcę także zająć się literaturą. Bo takie życie jest nudne, pożądam
wreszcie pokarmu dla ducha. Widzę, że należy koniecznie zabrać się do czegoś wzniosłego.
Napisz do mnie na adres: gubernia saratowska, wieś Podkatiłowka . (czyta adres na
kopercie).  Jaśnie wielmożny pan Iwan Wasiljewicz Triapiczkin, Sankt Petersburg, ulica
Pocztowa, numer domu 97, w podwórzu na prawo, III piętro .
JEDNA Z PAC: Cóż za nieoczekiwana reprymenda!
HORODNICZY: Zarżnął, żywcem zarżnął! Ukatrupiony, na śmierć ukatrupiony! Nic przed
sobą nie widzę: widzę jakieś świńskie ryje zamiast twarzy i nic więcej; Gonić go! Aapać!
NACZELNIK POCZTY: Któż by go dogonił? Kazałem dać najlepszą trójkę koni...
%7łONA KOROBKINA: A to bezprzykładny wpadunek!
AMMOS FIEDOROWICZ: Ależ panowie, do stu tysięcy piorunów, przecież on wziął ode
mnie 300 rubli!
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Ode mnie też 300!
NACZELNIK POCZTY: (wzdycha). Och, i ode mnie 300!
BOBCZYNSKI: Nam z panem Piotrusiem zabrał 65! Tak jest!
AMMOS FIEDOROWICZ: Więc jakże to, panowie? Jak się to stało, żeśmy się tak dali
nabrać?
HORODNICZY: (bije się pięścią w czoło). Jak ja?  nie... Jak ja, stary bałwan!... ja, głupi
baran, jak straciłem głowę? Trzydzieści lat służę  ani jeden kupiec, ani jeden dostawca nie
nabił mnie w butelkę! Złodziei nad złodziejami nabierałem! Rzezimieszków i kombinatorów
takich, co cały świat by naciągnęli, ja sam naciągałem! Trzech gubernatorów nawaliłem! Co
tam gubernatorów! (machnął ręką). Lepiej nie mówić o gubernatorach!
ANNA: Ależ Antosiu, to nie do pomyślenia! Zaręczył się przecież z Maszą!
HORODNICZY: Zaręczył się! Guzik z pętelką  i masz zaręczyny! Z zaręczynami będzie
mi tu wyłazić! Patrzcie, patrzcie wszyscy, cały świat, wszyscy chrześcijanie, patrzcie, na
jakiego durnia wystawiono horodniczego! (grom, samemu sobie). W mordÄ™ go, w mordÄ™
starego durnia! Ej ty, tłusta gębo! Smarka, szmatę, przyjął za ważną figurę! Pędzi sobie teraz,
sypie trójką koni, dzwoneczki mu dzwonią! Po całym świecie rozniesie tę historię. Mało że
się człowiek stanie pośmiewiskiem, znajdzie się jakiś gryzmoła, gryzipiórek i do komedii cię
wstawi... To najwięcej boli! Nie uszanuje stanowiska, ani rangi  wszyscy będą zęby
szczerzyć i klaskać w dłonie! Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie! Uch,
wy!!!...(wali z wściekłości nogami w podłogę). Ja bym tych wszystkich papieromazów! Uch,
pisarczyki, liberały przeklęte, czarcie nasienie! W jeden węzełek bym was związał, na
proszek starł i diabłu pod kapotę! (grozi pięścią i mali obcasami... Po krótkim milczeniu).
Wciąż jeszcze nie mogę się opamiętać! Zwięte słowa, że kogo Pan Bóg chce ukarać, temu
najpierw rozum odbiera! No i co ten wiercipięta miał w sobie z rewizora? Nic! Ani tycio! A [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl