[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siÄ™ rumieni.
- W takim razie przebierz się i chodzmy. Zaczynam być
głodny.
- WezmÄ™ tylko szybki prysznic.
Sięgnęła po szlafrok i kosmetyczkę i zniknęła za drzwiami
Å‚azienki.
Dwadzieścia minut pózniej, kiedy Matt czekał gotowy w
salonie, w progu stanęła Tara. Czarna sukienka odsłaniała
ramiona, ukazując miękką, gładką skórę. Dopasowany stanik
podkreślał piersi. Matt pamiętał dobrze te piękne, białe piersi,
zakończone różowymi sutkami. Zerknął ku dołowi sukienki,
która sięgała do połowy łydek, podkreślając ich idealny
kształt.
Matt pokręcił głową.
- Pomyliłem się. Wyglądasz jeszcze lepiej, niż
oczekiwałem.
- Dziękuję - odparła lekko zażenowana. - Cari pomogła mi
ją wybrać. Powiedziała, że materiał świetnie nadaje się na
podróż, bo się nie gniecie.
Skąd to dziwne wrażenie, że jego przyjaciółka dobrze
wiedziała, co robi? Podróże nie miały z tym nic wspólnego.
- Przypomnij mi, żebym podziękował Cari.
Serce Tary biło coraz mocniej, gdy przyglądała się
mężczyznie ubranemu w beżowe spodnie i bladoniebieską
koszulę. Kiedy Matt przeszedł obok niej, poczuła delikatną
woń jego wody po goleniu. Nagle ogarnął ją strach. Jak ona
przeżyje tę noc?
- Ty też niezle wyglądasz - powiedziała.
- Dziękuję. Jesteś gotowa? Skinęła głową i sięgnęła po
torebkÄ™.
Przeszli przez dziedziniec, następnie wyszli na Orange
Avenue. Przez cały czas Matt trzymał dłoń na ramieniu Tary.
Po przejściu przez jezdnię podeszli do hotelu Del
Coronado, wielkiego białego budynku z czerwonym dachem,
ozdobionym kolorowymi światełkami. Weszli do
eleganckiego holu, ale był on niczym w porównaniu z Salą
Koronacyjną. Przestronne wnętrze restauracji było bardzo
eleganckie - drewniane, rzezbione sklepienie górowało nad
gośćmi, a kryształowe kandelabry lśniły jak gwiazdy na
niebie.
- Jak tu pięknie! - westchnęła Tara.
- Cieszę się, że ci się podoba. Byłem tu raz podczas
konferencji. Jedzenie było wyśmienite.
Matt wziął ją za rękę i poprowadził do stolika przy oknie,
nakrytego śnieżnobiałym obrusem.
Czy poprzednim razem Matt także przyjechał tu z jakąś
kobietÄ…?
Kiedy usiedli, kelner podał im menu i dyskretnie zniknął.
- Co byś mi polecił? - spytała Tara, otwierając kartę.
- Rybę, oczywiście.
Tara postanowiła nie zwracać uwagi na ceny i
zdecydowała, że nie będzie się niczym przejmować. Nie tej
nocy.
- Cóż, zdrowe jedzenie też może być smaczne. Zamknęła
menu i podniosła wzrok, gdy kelner, jak za
dotknięciem magicznej różdżki, znowu pojawił się przy
ich stoliku.
- Poproszę halibuta - oświadczyła.
- A ja wezmę kraba - powiedział Matt. Kiedy kelner
odszedł, Matt spojrzał na Tarę.
- Dobrze bawiłem się tego popołudnia. Od lat nie byłem w
zoo.
- Ja też jestem bardzo zadowolona - powiedziała. Kiedy
odstawiła szklankę, Matt ujął jej dłoń.
- Nie dokucza ci? - zapytał.
Tylko kiedy ty jej dotykasz, pomyślała. Pokręciła głową.
- Blizna swędziała mnie przez dłuższy czas. Teraz ledwie
ją zauważam. - Cofnęła dłoń.
- Masz szczęście, że nie uszkodziłaś sobie nerwu. Rana
była głęboka.
Tara odgarnęła za ucho kosmyk włosów.
- Czy podziękowałam ci za pomoc? Matt uśmiechnął się.
- Kilka razy.
- Mało kto zaprosiłby kompletnie obcą osobę na tak długi
czas. Domyślam się też, że miałeś swój udział w tym, że
dostałam pracę w świetlicy. Czy w tym wszystkim chodziło o
to, żeby zatrzymać mnie w Santa Cruz?
- Częściowo tak. Nigdy nie mógłbym dotrzeć do sąsiadki
Bri, Lori, gdyby nie notatnik z telefonami, który ty miałaś. A
jutro spotkamy siÄ™ z Cathy Pennington.
- Mam nadzieję, że nie jesteś rozczarowany.
- Myśl pozytywnie. Ten facet musi prędzej czy pózniej
popełnić jakiś błąd.
- Oby jak najprędzej - powiedziała, gdy kelner stawiał
przystawki na stoliku.
Kolacja była wyśmienita. Gdy skończyli, oboje poczuli się
wręcz przejedzeni. Matt zaproponował spacer. Ruszyli w
kierunku schodów, weszli na piętro, minęli rząd hotelowych
sklepów i wyszli na wielki taras z widokiem na ocean. Przez
jakiś czas siedzieli w ciszy, potem Matt zaproponował, żeby
zejść na plażę.
Tara ochoczo się zgodziła. Pragnęła, żeby ten wieczór
jeszcze się nie skończył. Noc była ciemna, prowadził ich tylko
księżyc. Zdjęli buty. Matt machinalnym gestem wziął ją za
rękę. Szli coraz dalej i dalej od świateł hotelu. Bryza znad
oceanu rozwiała Tarze włosy i wywołała gęsią skórkę. Matt
przyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… do siebie.
- Zimno ci?
- Nie.
- Pięknie dziś wyglądasz.
Słowa nie były im potrzebne, gdy tak przemierzali
opustoszałą plażę. Wreszcie zwolnili i Matt odwrócił się ku
Tarze. Rzuciła na ziemię sandały i objęła go za szyję.
- W tej sukience przez cały wieczór doprowadzałaś mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl