[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- od dawna już nie spocząłem w twym cieniu, często nie dostrzegałem cię nawet, szparko
mimo ciebie bieżąc! - Spojrzałem na dół i spostrzegłem Melkę, idącą pospiesznie po scho-
dach z napełnioną wodą szklanką. Objąłem wzrokiem Lotę i odczułem, czym jest dla mnie.
Melka zbliżyła się z wodą, a Marianna chciała ją wziąć z jej rąk. - Nie! - zawołało dziecko,
robiąc powabną minkę. - Ty Loteczko musisz napić się pierwsza! - Byłem tak zachwycony
owym, z głębi serca idącym, serdecznym okrzykiem, że musiałem dać wyraz swym uczu-
ciom, podniosłem przeto do góry i ucałowałem gorąco małą, która zaczęła natychmiast płakać
i krzyczeć. - yle pan postąpiłeś! - powiedziała Lota, a ja zmieszałem się. - Chodz Melko -
ozwała się, biorąc dziewczynkę za rękę i sprowadzając ją na dół po schodach - umyj się,
umyj prędko buzię świeżą wodą... prędko... prędko... a wszystko będzie dobrze. -Stała i
przyglądała się, jak dziecko tarło uporczywie buzię mokrymi rączkami, wierząc silnie, że
cudowne zródło zmyje wszelką zmazę i nie dopuści okrutnej hańby posiadania szkaradnej
brody22. - Dosyć! Dosyć! - powiedziała Lota. - Ale Melka myła się dalej zapamiętale, pa-
miętając snać, że dobrego nigdy nie może być za dużo. Mówię ci. Wilhelmie, nie patrzyłem
nigdy z większym szacunkiem na obrzęd chrztu, a gdy Lota znalazła się na górze, omal nie
padłem przed nią na kolana, niby przed prorokiem, który zgładził winy całego narodu.
Uniesiony rozradowaniem wewnętrznym, nie mogłem się powstrzymać i wieczorem opo-
wiedziałem to zdarzenie pewnemu człowiekowi, o którym sądziłem, że odczuwa znaczenie
czynów ludzkich, bowiem posiadał rozum. Ale zle na tym wyszedłem. Odparł, że Lota zle
czyni, dzieciom nie należy opowiadać bajd bezpodstawnych, gdyż to daje powód do przeróż-
nych pomyłek i zabobonów, od których strzec należy młode pokolenie od samego dzieciń-
stwa. Przyszło mi na myśl, że człowiek ten dał przed tygodniem ochrzcić swe dziecko, przeto
puściłem jego słowa mimo uszu i pozostałem w sercu swoim wierny przekonaniu, że winni-
śmy postępować z dziećmi, jako postępuje z nami Bóg, nie odbierając nam czarownych ułud,
jakimi owładnięci i szczęśliwi, wałęsamy się po tym świecie.
8 lipca
O jakimże dzieckiem jest człowiek? Jakże łaknie jednego bodaj spojrzenia! Jakież z nas
dzieci! Udaliśmy się do Wahlheimu. Panie pojechały powozem, a podczas przechadzki wy-
dało mi się, że czytam w ciemnych oczach Loty... Jestem głuptak... przebacz mi... ale gdybyś
widział te oczy! Piszę pokrótce, gdyż powieki zapadają mi sennie na oczy. Panie tedy wsiadły
do powozu, a przy nim stanęliśmy, młody W., Selstadt, Audron i ja. Rozmawialiśmy z
dziećmi, rozbawionymi i swawolnymi. Zledziłem spojrzenie Loty, ale wodziła oczyma z jed-
nego na drugiego. Tylko na mnie, na mnie, który stałem zrezygnowany, nie spojrzała ni razu.
Serce moje żegnało ją czule! A ona nie patrzyła na mnie. Gdy powóz ruszył, miałem łzy w
oczach. Patrzyłem za nią i nagle dostrzegłem wstążki na głowie Loty, wychylające się przez
okno karetki. Obróciła głowę i obejrzała się za mną... za mną, ach! Drogi mój. Waham się w
tej niepewności i ona jest mi pociechą! Może się za mną obejrzała! Może za mną! Dobranoc!
O, jakimże dzieckiem jestem!
21
Rodzeństwo Loty.
22
Dziecko krzyczało, gdyż wierzyło, że dziewczynce pocałowanej przez mężczyznę wyrośnie broda.
20
10 lipca
Mam, powiadam ci, niesłychanie głupią minę, ile razy ktoś w towarzystwie mówi o niej.
Szkoda, że tego widzieć nie możesz. A cóż dopiero dzieje się, gdy mnie ktoś zapyta, jak mi
się podoba!... Podoba? O, jakże znienawidziłem to słowo! Cóż to musi być za człowiek, któ-
remu się Lota tylko podoba, któremu serca i duszy nie wypełnia po brzegi!... Podo-
ba?...Niedawno pytał mnie ktoś, jak mi się Osjan podoba!
11 lipca
Z paniÄ… M. bardzo zle, modlÄ™ siÄ™ o jej zdrowie, cierpiÄ…c wraz z LotÄ…. WidujÄ™ jÄ… rzadko u
pewnej znajomej, dziś jednak opowiedziała mi pewne szczególne wydarzenie. Stary M. jest
nikczemnym, marnym skąpcem, przez całe życie srodze dręczył żonę i pozbawił wszystkiego,
ale umiała ona dawać sobie jakoś rady. Gdy przed kilku dniami lekarz oświadczył, że żyć nie
będzie, kazała przywołać męża. Lota była obecną. - Muszę ci wyznać pewną rzecz - ozwała
się chora - albowiem może ona sprawić po mej śmierci dużo zamieszania i kłopotu. Gospo-
darowałam dotąd tak dobrze i oszczędnie, jak tylko byłam w stanie. Przebacz mi jednak, że
cię oszukiwałam przez lat trzydzieści. W początkach naszego pożycia wyznaczyłeś niewielką
kwotę na opędzenie wydatków kuchennych i potrzeby domowe. Gdy nasze gospodarstwo i
dochody zwiększyły się, nie mogłam wyprosić u ciebie, byś podwyższył stosunkowo pensję,
jaką pobierałam co tydzień, słowem, jak sam wiesz, żądałeś w czasie, kiedy wydatki były
największe, bym wszystko pokrywała siedmiu guldenami tygodniowo. Zgodziłam się na to
bez oporu, ale dobierałam różnicę konieczną z dochodów, nie natrafiając na trudności, gdyż
nikt nie przypuszczał, by żona mogła okradać własnego męża. Nie byłam rozrzutną i mogła-
bym, nie wyjawiając ci tego, nawet przenieść się spokojnie do wieczności, ale przyszło mi na
myśl, że osoba, której powierzysz gospodarstwo, nie da sobie rady, a ty zechcesz się zapewne
powoływać na to, że pierwszej żonie wystarczyła wyznaczona przez ciebie kwota.
Rozmawiałem z Lotą o tym niepojętym zaślepieniu umysłu człowieka, który nie domyśla [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl