[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kiedy Brooks planuje otwarcie? Jared wspomniał, że lokal ma być gotowy za trzy
tygodnie.
- Tak, wtedy zaczynam oprowadzać potencjalnych kupców. Bill jeszcze nie widział
lokalu. Może mu się nie spodoba. O czym myślisz?
- Zdaję sobie sprawę, że sytuacja jest trochę niezręczna, ale... Ale Edlers to nie tyl-
ko moja praca! To również mój dom. Tu będą dorastać moje dzieci. Nie mogę pozwolić,
żeby cukiernia zbankrutowała. Wtedy zostanę z niczym.
- Kto mówi o bankructwie? Dziewczyno, masz głowę do interesów! Na pewno so-
bie poradzisz. Tylko patrzeć, jak potencjalną porażkę przekujesz w sukces. A teraz prze-
stań krążyć. Uspokój się.
Dopiero kiedy Amy podeszła do okna, przyjaciółka kontynuowała:
- Posłuchaj, Brooks jest naszym nowym, bardzo ważnym klientem. Potrzebujemy
takich jak on, jeśli chcemy, żeby firma Haywood-Shaw się rozwijała. Dajemy pracę set-
kom ludzi, stale korzystamy z dostawców i ekip budowlanych. Jared dosłownie wypru-
wał z siebie żyły, aby firma odniosła finansowy sukces.
- Innymi słowy, to decyzja biznesowa? Podejmując ją, kierujecie się dobrem fir-
my?
Lucy westchnęła i podeszła do przyjaciółki, która stała z rękami skrzyżowanymi na
piersi i patrzyła przez okno. Ponad dachami domów po drugiej stronie ulicy widać było
budynki na Haywood.
- Jak myślisz, dlaczego tu dziś przyszłam?
Zacisnęła ręce na ramionach Amy i obróciła ją twarzą do siebie. Widząc łzy w
oczach przyjaciółki, z trudem powstrzymała emocje.
R
L
T
- Proszę cię, nie płacz. Bo też się popłaczę. Chciałam, żebyś pierwsza wiedziała,
zanim inni siÄ™ dowiedzÄ….
- A co to zmienia, skoro za kilka miesięcy, parę ulic dalej, powstanie nowa kawiar-
nia? Wielu moich klientów mieszka na Haywood. Idąc do mnie, przechodzą obok wa-
szego remontowanego lokalu. Nie wiem, jak mam konkurować z Billem Brooksem, jak
walczyć z nim o klienta. Nie rozumiesz, Lucy? Co ze mną teraz będzie? I co z moją małą
dziewczynkÄ…?
Popatrzyła na bladą jak kreda twarz Lucy, po czym wzięła głęboki oddech i uści-
snęła przyjaciółkę. Lucy powinna się cieszyć własnym ślubem, a nie martwić losem cu-
kierni.
- Przepraszam, kochanie. Nie przejmuj się mną. Dobrze, że powiedziałaś mi o wa-
szych planach. %7łe nie musiałam się o nich dowiadywać podczas kolacji. - Przymknęła
oczy. - Nie gniewaj się, nie pójdę na kolację. Nie jestem w nastroju, a nie chcę udawać,
że się świetnie bawię. Przeproś wszystkich w moim imieniu.
- Och, Amy, nie rób mi tego! - jęknęła Lucy. - Musisz przyjść.
- Hej, głowa do góry. - Amy uśmiechnęła się. - Nic mi nie będzie. Wyśpię się, a ju-
tro na pewno cię nie zawiodę. Cokolwiek się wydarzy, pragnę tylko jednego: żebyście z
Mike'em byli najszczęśliwszymi ludzmi na ziemi.
- Jared mnie zabije.
- Nie wie, że tu jesteś?
Lucy potrząsnęła głową.
- Przewozi nasze rzeczy z hotelu do swojego mieszkania. Nawet nie wie o telefonie
od Billa Brooksa. Zamierzałam mu o tym powiedzieć podczas kolacji. W myśl zasady:
najpierw dobra wiadomość, potem zła.
Amy wytrzeszczyła oczy.
- Masz jeszcze złą wiadomość? No, dawaj!
Lucy spuściła wzrok.
- Spytałam ojca, czy nie poprowadziłby mnie jutro do ołtarza. Zgodził się. Czyli ju-
tro będę szła, trzymając pod rękę tatę zamiast Jareda. - Na jej twarzy odmalował się wy-
R
L
T
raz przerażenia. - Teraz rozumiesz, dlaczego mi jesteś dziś potrzebna? Nie chodzi o
mnie, tylko o mojego brata. Będzie zdruzgotany.
Kiedy wszedł do mieszkania, zobaczył światełko migające na sekretarce automa-
tycznej. Wcisnął przycisk, by odsłuchać nagraną wiadomość. Cały swój bagaż przewiózł
do hotelu, z hotelu do mieszkania przewiózł rzeczy Lucy; miał co najmniej godzinę na
to, aby się zrelaksować i przejrzeć ostatnie wiadomości, zanim ruszy po Amy.
Mijając lustro w holu, zerknął na swoje odbicie. Zobaczył szeroko uśmiechniętą
twarz. Wiedział, komu zawdzięcza ten uśmiech. Już nawet nie pamiętał, kiedy tak dobrze
czuł się w towarzystwie jakiejś kobiety. Z Amy spędzi dzisiejszy wieczór, potem cały
jutrzejszy dzień. Będzie dobre jedzenie, dobre wino, może zatańczą? Chciałby, żeby się
dobrze bawiła; należy się jej dzień wolny od pracy.
Jedno nie ulega wątpliwości: że zakochał się we właścicielce londyńskiej cukierni.
Zupełnie tego nie przewidział. Nagle stanął jak wryty. Głos nagrany na sekretarkę zmył
uśmiech z jego twarzy.
- Lucy, aniołku, witaj. Mówi tata. Wpadnę do restauracji około ósmej. Gdyby ci to
nie pasowało, zadzwoń. Nie mogę się doczekać, żeby was wszystkich znów ujrzeć. Pa,
kochanie.
Jared opadł na kanapę, zacisnął na nosie kciuk i palec wskazujący, po chwili roz-
prostował rękę i uderzył nią w skórzane siedzenie. W ciągu ostatnich osiemnastu lat głos
Erica słyszał ni mniej, ni więcej tylko dwa razy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl