[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziewczyna stała. Harry nie miał czarnego konia. Nie był to też ogier. Miał
mlecznobiałą klacz.
Uchwyciła się parapetu i podciągnęła tak wysoko, jak tylko mogła, by wyjrzeć przez
wąskie okienko. To nie był koń l-Iarry ego, bo to wcale nie był Harry, tylko Blake
Rayenscroft.
Jechał z odkrytą głową mimo palącego słońca. Pęd powietrza wydymał mu czarną
kamizelkę. Gnał na złamanie karku do opuszczonego miasta.
Dobry Boże, pomyślała, zabiją go.
Podbiegła do drzwi. Aż poobcierała sobie skórę twarzy o surowe drewno, kiedy
próbowała dostrzec coś przez szpary między deskami.
Zobaczyła jednego z ludzi Maurice a kucającego pod rozsypującym się murem. Drugi
gramolił się na częściowo zawalony dach, niczym jaszczurka, wpełzająca na rozgrzaną
półkę skalną. Potem ujrzała całkiem blisko Blake a.
 Uciekaj stąd!  zawołała.  To pułapka!
Zeskoczył z konia i zaczął nadsłuchiwać, by się zorientować, skąd dobiegał jej
głos.
 Uciekaj!
 Niestety, na to już za pózno, moja droga  rozległ się zza drzwi głos Maurice a.
Po chwili ujrzała go, jak zmierza w kierunku Blake a. Blake, przechyliwszy głowę,
spoglądał na niego wyniośle i pogardliwie wzruszył ramionami.
 Czcigodny Sid  przemówił Maurice.  Czemu zawdzięczamy tę wizytę?
 Przetrzymuje pan Angielkę. %7łądam, by natychmiast ją pan uwolnił.
 Bardzo mi przykro, ale obawiam się, że nie zrobię tego.
 Jestem poddanym Jej Królewskiej Mości królowej Wiktorii i domagam się...
Maurice uderzył go w twarz. Blake zatoczył się do tyłu.
Zamknij się i słuchaj, to może uda ci się wyjść z tego cało.
W głosie Maurice a słychać było nutkę podniecenia. Najwyrazniej sprawiło mu
przyjemność spoliczkowanie nieznajomego.  Dostarczy pan tę wiadomość niejakiemu
Harry emu Braxtonowi. Powie mu pan, że ta kobieta jest w moich rękach i o ile
wkrótce on sam się tu nie pojawi, to, co będzie musiała wycierpieć...
 Ty psie!  Blake rzucił się do przodu. Maurice zrobił unik i uderzył napastnika w
potylicę, aż ten padł na ziemię. Desdemona bezradnie patrzyła, jak Blake wstaje.
Przybrał bokserską postawę, jakby zamierzał stoczyć pojedynek na pięści z
dżentelmenem.
Maurice natychmiast uzyskał przewagę. Z całej siły wymierzył mu cios w żołądek.
Blake zgiął się w pół.
 Nie warto być większym głupcem niż to niezbędne  poradził mu Maurice.  Przekaże
pan wiadomość Braxtonowi. Znajdzie go pan...
 Wiem, gdzie go szukać  powiedział Blake, dysząc ciężko.  Jest moim kuzynem.
Na widok reakcji Maurice a Desdemona straciła resztki nadziei. Lord Rayenscroft
właśnie przypieczętował swój los.
 Cóż, to całkowicie zmienia postać rzeczy  oświadczył w zamyśleniu Maurice.  Mam
teraz dwie przynęty zamiast jednej.
Blake wsparł się ręką o kolano i stanął prosto. Musiało go to kosztować sporo
wysiłku, bo był śmiertelnie blady. Twarz pokrywały mu kropelki potu.
 No, no. Jestem pod wrażeniem. Nie należy pan przecież do ułomków, prawda?
Niestety. taki krzepki mężczyzna wymaga, by pilniej go strzec. A ja nie mogę sobie
teraz na to pozwolić.  Rzucił spojrzenie nad ramieniem Blake a.
Człowiek, przyczajony na dachu, skoczył niczym pająk, który rzuca się na ofiarę z
ukrycia. W ręku trzymał krótki, gruby kij. Nim Blake się odwrócił. Arab z całej
siły uderzył go kijem po nogach. Blake krzyknął i zwalił się ciężko na ziemię.
 Myślę, że nie będzie pan już sprawiał żadnych kłopotów, prawda?
 spytał łagodnie Maurice, patrząc z góry na swoja ofiarę.  Yalla!
Dwaj mężczyzni podbiegli, ujęli Blake a pod ramiona i zaczęli go ciągnąć w stronę
więzienia Desdemony. Przyglądała się temu z rozpaczą. Azy płynęły jej po
policzkach. Azy gniewu, a zarazem żalu. Blake swoją odwagą naraził nie tylko
siebie, ale również życie Harry ego. I po co? Dla pustego gestu. Mógł z łatwością
zakraść się pózną noc kiedy Maurice niczego by się nie spodziewał. Uwolniłby ją i
Strona 113
Brockway Connie - Miłośc w Cieniu Piramid
uciekliby. Ogarnięta bezsilną złością zaczęła walić pięściami w ścianę.
Drzwi otworzyły się i mężczyzni bezceremonialnie cisnęli Blake a na ziemię. Jęknął.
Natychmiast minęła jej wściekłość. Desdemona przyklękła obok rannego.
 Nic ci nie jest?
 Chyba mam złamaną prawą nogę.  Syknął z bólu.
Spojrzała na Maurice a, który stał w drzwiach i zimno przyglądał się tej scenie.
 On potrzebuje lekarza.
 Może Harry sprowadzi go ze sobą.
Desdemona przysunęła się bliżej do Blake a, uważając, by nie sprawić mu bólu.
Zapadła noc. Skończył się upał i zrobiło się przejmująco zimno. Małe pomieszczenie
oświetlał jedynie wąski sierp księżyca. Jego światło było równie lodowate, jak
powietrze.
Chciała zbadać chorą nogę, ale Blake się nie zgodził. Jedyne, czym mogła mu służyć
poza wod była własna obecność. Niewielka pociecha.
Cierpiał. Twarz miał jak z wosku. Czoło pokrywała warstewka potu.
 Zachowałem się jak głupiec.  Mamrotał to zdanie w kółko. Ta nieustanna
samokrytyka zaczynała już Desdemonę denerwować.
 Chciałeś jak najlepiej.
 To była głupota. Ale kiedy usłyszałem twój rozpaczliwy krzyk...
 Wołałam, żebyś uciekał  przypomniała mu cierpko. Współczucie zastapiła irytacja.
 Cóż, kiedy przyjeżdża się po porwaną kobietę i słyszy się jej krzyk, naturalnym
przypuszczeniem jest, że ktoś zmusza ją do...
 Takie przypuszczenie zrodziłoby się w umyśle tylko tego, kto nie słucha, co się
do niego krzyczy  odcięła się.
 Przecież powiedziałem, że to była głupota  zauważył.  Mogłabyś spróbować
docenić, że przyznałem się do błędu.
 A ty mógłbyś spróbować nie rozwodzić się wciąż nad swoimi błędami, swoimi
grzechami i swoimi brakami. Dotąd nie zdawałam sobie sprawy, że ludzie mogą czerpać
takie zadowolenie z umartwiania siÄ™.
Wlepił w nią wzrok, z którego nic nie mogła wyczytać i spróbował usiąść prosto.
Jęknął z blu
Z miejsca poczuła wyrzuty sumienia.
 Przepraszam  powiedziała szczerze.  Proszę, wybacz mi ten wybuch złości 
prosila.  Jestem...
 Być może masz rację.
Umilkła gwałtownie.
Blake ostrożnie ułożył obolałą nogę, po czym rzucił Desdemonie ponure spojrzenie.
 Kilka dni temu Harry powiedział mi coś bardzo podobnego. Już nie raz się
przekonałem, że jeśli dwoje ludzi zupełnie niezależnie od siebie czyni taką samą
obserwacjÄ™, to sprawa warta jest zastanowienia.
Desdemona uśmiechnęła się do niego. Nie oddał jej uśmiechu. Wyglądał niezwykle
romantycznie z tą swoją bladą twarzą, czarnymi oczami i zmierzwionymi, lśniącymi
lokami. Dokładnie tak, jak wyglądałby Bertie Cecil w podobnych okolicznościach. I [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl