[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podobnie jak jej przyjaciółki. Oprócz Flei.
Powiedz Holly, co czujesz, nakazał sobie. Nie pozwól jej wyjechać,
dopóki nie usłyszy tych słów.
Jakich słów?
Kocham cię, Holly. Kocham cię całym sercem i zawsze kochałem.
Ale gdy zerknÄ…Å‚ w okno Lizzie, na zarysy sylwetek przyjaciółek, wy­
obraził sobie rozmowę.
- Zostać tutaj, w Troutville? - mogłaby powiedzieć Holly. - Poślubić
Jake'a Boone'a? Chyba żartujesz! Nie mogę się doczekać powrotu do
swojego życia, prawdziwego życia, daleko stąd. Chcę uciec jak najdalej
od ostatniego mężczyzny na świecie, za którego bym wyszła.
Nagle w sypialni Lizzie zgasło światło.
- Słodkich snów, Holly - szepnął Jake. Wstał i poszedł do domu.
Zwit w dniu ślubu Lizzie i Dylana był ciepły i słoneczny. Pani Dunhill,
która już w przeddzieÅ„ siedem razy przypomniaÅ‚a Lizzie:  proszÄ™, nazy­
waj mnie Victorią, moja droga", przyszła z Pru około szóstej rano, żeby
zapytać, czy Lizzie woli różowe czy czerwone róże do dekoracji pergoli.
Potem poszły na plac, żeby wydawać polecenia ochotnikom do pomocy
w przygotowaniach do ślubu.
Pomagając Lizzie się ubrać, Holly uświadomiła sobie, że suknia z buf-
kami i bez dekoltu pasowała do kuzynki tak samo jak reszta jej strojów.
Lizzie nie wybrała jej, żeby wyglądać jak Dunhillowie. Po prostu się
191
w niej zakochała, tak jak zakochała się w Dylanie. Lizzie Morrow była
niezależna od chwili, gdy Holly jÄ… poznaÅ‚a, choć wtedy nie umiaÅ‚y jesz­
cze ani mówić, ani chodzić.
- Och, Lizzie! - wykrzyknęła Holly. - Wyglądasz prześlicznie!
Trzy kobiety rozpłakały się ze wzruszenia.
- Dobrze, że jeszcze nie zaczęłam się malować - powiedziała Gayle,
ocierając oczy. - Bo rozpuściłby mi się tusz.
-Nie wyglądałoby to dobrze. - Lizzie uśmiechnęła się. - Kocham was,
dziewczyny - dodała. - Bardzo. Nieważne, że wychodzę za mąż. Zawsze
będę waszą Lizzie.
- Wiemy. - Holly uścisnęła ją.
Przez kilka chwil przyjaciółki patrzyły na swoje odbicie w lustrze.
- Tylko znów nie doprowadz mnie do łez, Lizzie Morrow, przyszła
Dunhill - powiedziała Gayle. - Aha, zaczęło się -. dodała z zamglonymi
oczami.  Idę do łazienki, żeby się umalować. Chociaż na pewno zaraz
znowu zacznę beczeć.
Holly i Lizzie serdecznie się roześmiały
Rozległo się pukanie do frontowych drzwi. Lizzie wyszła z sypialni.
- Kto tam? - zapytała.
- Narzeczony. Rydwan już czeka, moja ukochana.
Dylan zamówił bryczkę, żeby zawiozła ich na plac.
- Chyba muszÄ™ już iść  powiedziaÅ‚a Lizzie, ostatni raz Å›ciskajÄ…c Hol­
ly. - Do zobaczenia wkrótce!
- Prosiłam, żebyś już nie doprowadzała mnie do łez! - zawołała Gayle
z Å‚azienki.
Szczęśliwa Lizzie z szerokim uśmiechem zbiegła po schodach.
Holly i Gayle, w różowych sukniach i sandaÅ‚kach na wysokich obca­
sach, szły przez plac. Nagle Holly przystanęła i głośno westchnęła.
- Za wysokie obcasy? - spytała Gayle z troską w głosie.
- Nie o to chodzi - odparła Holly. - To... - Wskazała ręką, nie mogąc
mówić.
Zrodkowa część placu zmieniÅ‚a siÄ™ nie do poznania. WyglÄ…daÅ‚a jak z baj­
ki. Po obu stronach alejki, obsypanej różanymi pÅ‚atkami, staÅ‚o co naj­
mniej po dwieÅ›cie krzeseÅ‚. Alejka prowadziÅ‚a do pergoli ozdobionej ró­
żami. Pnie pobliskich drzew owinięto różową bibułą. Wszędzie były
kwiaty.
- Nigdy nie widziałam Dolnego Troutville tak pięknie przystrojonego
- powiedziała Gayle z uśmiechem. - A propos przystrojonego, spójrz na
swojego faceta przy pergoli.
192
Holly siÄ™ zaczerwieniÅ‚a. Na widok Jake'a, stojÄ…cego z Dylanem i pasto­
rem, omal nie zemdlaÅ‚a z zachwytu. WyglÄ…daÅ‚ jeszcze piÄ™kniej niż zwy­
kle.
Och, Jake, pomyślała. Oddałabym wszystko, żeby dziś za ciebie wyjść.
Do druhen podszedł jakiś mężczyzna, chcąc się przywitać.
- Prześlicznie wyglądasz, Gayle - powiedział.
Gayle uśmiechnęła się.
- Nie sądziłam, że przyjdziesz. Greg, to moja przyjaciółka Holly. Greg
jest moim szefem - dodała zupełnie niepotrzebnie, bo Hołly odgadła to
z jej pełnego miłości spojrzenia.
- Bardzo miło mi cię poznać - powiedziała Holly.
- Nawzajem - odparł.
Holly bardzo się ucieszyła, widząc szczęście w oczach przyjaciółki.
Miała nadzieję, że Gayle zwiąże się z Gregiem.
- ZataÅ„czysz ze mnÄ… jeden taniec na weselu, dobrze? - zapytaÅ‚. Z wyra­
zu jego twarzy i tonu gÅ‚osu Holly wywnioskowaÅ‚a, że Gayle mu siÄ™ podo­
ba. Nawet bardzo.
- Wszystkie - szepnęła Gayle, a on delikatnie dotknÄ…Å‚ dÅ‚oniÄ… jej policz­
ka.
Holly poszła dalej, żeby im nie przeszkadzać.
- Holly Morrow, kiedy już myślałem, że nie możesz wyglądać piękniej,
ty znów mnie zaskakujesz!
Jake.
Holly poczuła, że się czerwieni.
- Dziękuję. Ty też ładnie dziś wyglądasz.
- Holly, dziecinko, tu jesteÅ›!
Odwróciła się energicznie. Tuż za nią stali panna Ellie i Herbert!
Uściskała swoich ukochanych sąsiadów.
- Bardzo się cieszę, że was widzę.
- ZaprosiÅ‚a nas sama panna mÅ‚oda - poinformowaÅ‚a panna Ellie. - Za­
dzwoniÅ‚a wczoraj i powiedziaÅ‚a, że sÅ‚yszaÅ‚a o nas od pewnego mężczy­
zny. Mówiła, że zaprosiłaby nas wcześniej, ale były jakieś hocki-kłocki
ze ślubem. Podobno mogło w ogóle do niego nie dojść. Czyli było ostro!
- Oj, tak - powiedziała Holly, czerwieniąc się jak burak. - Ale już
wszystko w porządku - dodała, ściskając dłoń Jake'a. O, Boże! Tak się
ucieszyła na widok panny Ellie i Herberta, że zupełnie zapomniała im go
przedstawić.
- Holly opowiadała mi o pewnej drogiej jej sercu parze - odezwał się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl