[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wrażeń. To dobre połączenie, łatwo jest dobrać oprawę. - Beth spojrzała na
Morven z powątpiewaniem. - Wiem, co mówię. Popatrz tutaj.
Morven podała jej żurnal i zaczęła komentować poszczególne propozycje
domów mody. Opory Beth z wolna ustępowały; Morven wybierała dokładnie te
same modele, które wybrałaby sama, gdyby nie bała się śmieszności. I gdyby
miała gdzie w nich bywać.
- To jest cudowne! - Beth wskazała czarną wieczorową suknię, bogato
ozdobioną biżuterią. - Strasznie mi się podoba, ale tego przecież nie można
włożyć do pracy!
- 33 -
S
R
- Szkoda - przytaknęła Morven i powoli odwróciła stronę. - Temu
twojemu Dominikowi oczy wyszłyby na wierzch, gdyby cię w tym zobaczył.
Ale to tutaj możesz śmiało włożyć; do tego buty na wysokich obcasach.
- Jestem o wiele za wysoka.
- Bzdura - odparła Morven. - Ja jestem tego samego wzrostu, co ty, i
zawsze noszÄ™ buty na wysokich obcasach.
- Ty to co innego...
- Niby dlaczego? Masz świetną figurę, zgrabną, postawną...
- Zupełnie jak pani od gimnastyki - ironicznie dokończyła Beth.
- Masz doskonałe nogi i będzie ci świetnie w butach na wysokich
obcasach.
- Będę wyglądać wyzywająco i głupio.
- Głupio to ty wyglądasz w tych swoich płaskich pantofelkach. - Morven
nie znała litości. - Wyglądasz jak taka paniusia, co to przeprasza, że urosła duża.
Beth już nie protestowała; wiedziała, że Morven zrobi z nią, co zechce.
Modliła się tylko, żeby oszczędziła jej śmieszności.
- Jak on jest wysoki, ten twój Dominik? Beth zamrugała powiekami.
- Kto? On? Ma jakieś metr osiemdziesiąt, metr dziewięćdziesiąt,
dokładnie nie wiem.
- Doskonale. - Morven uśmiechnęła się szeroko. - I o to chodzi. Możesz
śmiało nosić buty na wysokich obcasach, nie urażając męskości pana i władcy. I
tak będzie od ciebie wyższy.
- Naprawdę tak myślisz? Morven nie odpowiedziała.
- Kiedy kupisz to wszystko? - spytała zamiast tego.
- Co takiego?! - Beth oderwała wzrok od swych nieszczęsnych pantofli na
płaskich obcasach i spojrzała na nią ze zdumieniem.
- Wez sobie dwa dni wolne i kup kilka rzeczy od razu. Jak chcesz, mogÄ™ z
tobą pójść.
- 34 -
S
R
Beth wiedziała, że kontrakt tego nie przewiduje, ale czuła, że jej
rozmówczyni osobiście zaangażowała się w sprawę.
- Bardzo jestem ciekawa, jak to się wszystko skończy. - Morven wcale nie
kryła podniecenia. - Chciałabym zobaczyć, jak się zamieniasz w barwnego
motyla, a ten twój szef, w słup soli.
- Jak w ogóle mogło do tego dojść? - W głosie męża Jennifer Sullivan
brzmiała gorycz. - Przecież była na obserwacji, pod stałym nadzorem.
Bardzo trudno było złożyć w spójną całość to, co mówili bliscy Jennifer.
Wersja męża znacznie różniła się od relacji rodziców, a lawina dodatkowych,
niewiele nowego wnoszących do sprawy szczegółów jeszcze zaciemniała obraz.
- Zreasumujmy fakty, muszę się zastanowić. - Beth przyłożyła rękę do
czoła. - Jenny przebywała w szpitalu przez kilka tygodni z powodu silnej
depresji. Ponieważ leki, które jej podawano, nie skutkowały, lekarz prowadzący
zaproponował elektrowstrząsy. Pacjentka wyraziła zgodę mimo sprzeciwu
męża, który obawiał się, że taka terapia to pranie mózgu.
Zauważyła, że matka Jennifer potakuje ruchem głowy.
- Mimo początkowego sprzeciwu wszyscy byli zdania, że po kilku
zabiegach nastąpiła widoczna poprawa, w wyniku której chorą zwolniono do
domu na weekend...
Urwała; w tym miejscu historia się komplikowała.
- W domu natychmiast zaczęła dołować - odezwał się Bill.
- Nieprawda - przerwał mu teść - czuła się całkiem niezle, kiedy
przyszliśmy w sobotę. To ty zacząłeś; dokuczałeś jej, zresztą sam wiesz
najlepiej. To przez ciebie jej się pogorszyło, przedtem wszystko było w
porzÄ…dku.
- Racja - przytaknęła jego żona - tak było.
- W każdym razie - włączyła się Beth - wszyscy państwo zgadzają się z
tym, że w niedzielę rano sytuacja była już taka, że Bill postąpił słusznie,
odwożąc Jennifer do szpitala. Spojrzała na Billa. - I potwierdza pan, że
- 35 -
S
R
uprzedził pielęgniarki, że chora jest w stanie wskazującym na to, że może
ponowić próbę samobójstwa.
Bill energicznie skinął głową.
Beth pomyślała, że dobrze się stało, iż postanowiła wysłuchać relacji
rodziny, zanim powtórnie przejrzy szpitalną dokumentację. Mimo drobnych
rozbieżności, wszystko zaczynało się składać w dość spójną całość.
- Jennifer została na oddziale i we wtorek rano doszło do tragedii.
Pozwolono jej iść samej do toalety, a po piętnastu minutach zaniepokojona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl