[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nią nożem. Przerażający wygląd syna piekieł i nieudany rzut nożem nie wywołał u Fendiego niczego
poza pragnieniem działania. Gdy obcy zrobił krok po brudnej podłodze karczmy, niewysoki, ruchliwy
Shemita pokonał dzielącą ich odległość i wąskie, żylaste dłonie króla złodziei wyjęły spod
czerwonej koszuli dwa sztylety. Stało się to tak szybko, że potwór chyba nie zrozumiał, gdzie podział
się człowiek, którego dopiero co widział.
Ale dwa -jeden po drugim - ciosy w plecy podpowiedziały mu gdzie. Ozdobiona kościanym guzem
głowa zaczęła kręcić się w poszukiwaniu bezczelnej ofiary, siekiera została podniesiona przez
włochate łapy do zadania śmiertelnego ciosu. Wtedy prawą stopę potwora użądliły dwa cienkie
ostrza.
Tak jak zabija się moskity - nie patrząc, klepiąc się po tym miejscu, gdzie czuje się obecność obcego
ciała i ukłucie, tak właśnie potwór machnął siekierą, kierując półksiężyc tam, gdzie powinien
znajdować się bezczelny człowiek.
Gdyby Fendi umiał się śmiać, to teraz na pewno pozwoliłby sobie na taką przyjemność, patrząc, jak
potwór przecina swoim toporem powietrze, obraca się i gapi na to miejsce, gdzie w jego, potwora,
rozumieniu powinien walać się przecięty na pół trup. Przerażające straszydło zastanawia się, gdzie
śmiał podziać się ten owad z niepoważnymi nożykami i jak mu się udało uciec. A Fendi stał za
włocha-
-157-
tymi plecami potwora, prawie się o nie opierając. Nie spiesząc się, wybierał punkty, w które uderzy
za chwilę. Człowiek widział jasno koniec pojedynku.
Potwór nie miał szans. Był zbyt nieruchawy. Z tymi, którzy ustępowali Fendiemu pod względem
szybkości reakcji i ciosów, szybki, zręczny, gibki Shemita rozprawiał się bez skrupułów, nie dając
przeciwnikowi żadnej szansy przeżycia. Ci, którzy mu pod tymi względami nie ustępowali, musieli
popełnić inny błąd - skoro Fendi do tej pory żył i cieszył się dobrym zdrowiem. I nikt - ani w
Vagaranie, ani nigdzie indziej nie ma prawa uważać się za najlepszego wojownika, dopóki oddycha
tym samym powietrzem, co Fendi. A jeśli ktoś zacznie mieć o sobie zbyt wysokie mniemanie, to musi
spróbować szczęścia i albo umrzeć, albo zabić Fendiego. W Vagaranie już od dawna takich nie ma...
Pozostali jednak przyjezdni. Na przykład ten wychwalany bar-barzyńca-gladiator, który jak mówią,
nie ma sobie równych i który zapewne też tak sądzi. Ale to nic: wkrótce się wyjaśni, kto umie lepiej
zabijać. Już niedługo się spotkają.
Ale najpierw ta jaszczurka z toporem. Mimo twardej jak skorupa starego orzecha skóry, Fendi
podziurawi ją sztyletami, wykluje oczy. Straszydło zamieni się w ślepe rzeszoto, i jeśli nawet jest z
samego Zwiata Demonów, tam właśnie powróci. A on wyjdzie z tego bez jednego zadrapania.
Prawie tak właśnie się stało.
Fendi zadał jeszcze trzy ciosy nożami - w bok, plecy i włochatą nogę bestii - i zupełnie
nieoczekiwanie dla potwora znalazł się przed nim i podskoczył.
Zimny błysk metalu - to była ostatnia rzecz, jaką zobaczył Starożytny. Rozpalone pręty wbiły się w
jego oczy i świat zgasł. Potwór po raz pierwszy w życiu wydał ochrypły, wściekły ryk, zakręcił się,
rąbiąc siekierą wszystko, co było za blisko. Z wykłutych oczu sączyła się żółta mętna maz.
Fendi odskoczył na bezpieczną odległość i wybrał miejsce do kolejnego, ostatniego już ciosu, gdy
kątem oka zauważył ruch w drzwiach.
Odwrócił się, stało tam jeszcze jedno straszydło, a za nim błyszczał hełm trzeciego.
Decyzja została podjęta błyskawicznie. No cóż, pierwszy potwór miał szczęście. Ci, którzy teraz
przybyli, również. Król złodziei zupełnie nie był ciekaw, co to za potwory i skąd się wzięły w jego
-158-
rezydencji, najważniejsze, że wrogów było dużo.  Rzucać się do walki z przeważającymi siłami
przeciwnika - to głupota, a nie odwaga" -tak brzmiała jego dewiza i dlatego postanowił uciec ze
 Spętanej wszy", wybierając do przymusowej i nie hańbiącej ucieczki najpewniejszą drogę.
Z sali jadalnej do kuchni. Z kuchni - do przybudówki, gdzie dzielono tusze. Wszystkie drzwi za sobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl