[ Pobierz całość w formacie PDF ]

między wielkością Kafki a małością Cheyneya.
Aby jego wizję do końca podsumować, użyję słów,
którymi streszcza bohaterów Cheyneya jego przyjaciel i
biograf Michael Harrison: wszyscy oni jakoś mają dosyć
pieniędzy na nieustanne picie, bardzo niewiele czasu
spędzają w domu, nie są obciążeni obowiązkami trapiącymi
zwykłego obywatela i bardzo rzadko chodzą pieszo lub jeżdżą
autobusem. Nie brakuje im ubrania, trunku, przelotnych
romansów i mocnych samochodów. Ale nie śmieją się, bo
nigdy nie są szczęśliwi. I ani bohaterowie, ani łotry, mimo
swej nadludzkiej wprost aktywności, chyba nigdy i niczego
nie mogą w końcu osiągnąć.
Ta charakterystyczna dla Cheyneya wizja świata, bez
porównania mądrzejsza niż on sam i cenniejsza od jego sztuki
pisarskiej, wyrosła jakby samorzutnie z jego biografii,
osobowości i prawie nie kontrolowanego instynktu.
Jakkolwiek znikoma w perspektywie czasu okazała się
rola szpiegowskiej Ciemnej Serii czy w dorobku Cheyneya,
czy tym bardziej w dziejach literatury, jednak zapowiadała
ona kolejne przemiany w jego pisarstwie i nowe ambicje.
Dużo wyrazniej świadczyły o tym niektóre książki z ostatnich
lat wyłamujące się z dotychczasowych cyklów i konwencji.
Wśród samopas chodzących tytułów już z lat
wcześniejszych wyróżnia się może najambitniejsza ze
wszystkich książek Cheyneya Knave Takes Queen (1939,
Walet bije damę). W jedenastu fabularnie całkiem osobnych
epizodach występuje i łączy je w całość tajemnicza postać:
Mr Krasinsky, dobroduszny stwór jakby z zaświata, duch czy
284
diabeł; pojawia się nagle w bezludnym miejscu, siedząc
gdzieÅ› albo idÄ…c w kraciastym garniturze i z cygarem, jakby
sam Cheyney; tylko po to, żeby opowiedzieć bohaterowi lub
ukazać mu w niewiadomy sposób znaczącą i analogiczną
historię, często zapowiadającą taki sam koniec. Z póznych
zaś powieści najważniejszą jest You Can Call It a Day (1949,
Wystarczy na jeden dzień). Pojawiający się tu Johnny Vallon
zapowiadał się na kolejnego bohatera własnego cyklu:
detektyw z prywatnej agencji w Londynie, przychodzÄ…cy do
siebie po ciężkiej ranie w brzuch z wojny na Dalekim
Wschodzie, bez ustanku doprowadzajÄ…cy siÄ™ niemal do
zapaści brakiem jedzenia i snu, a nadmiarem alkoholu i
papierosów, opędzający się od kobiet. Ta mało znana
powieść godna jest uwagi jako drugi lub trzeci z najmniej
uproszczonych i najlepszych utworów Cheyneya. W typowy
dla niego sposób Johnny Vallon wystąpił jeszcze dwa razy w
Lady, Behave! (1950, Pani siÄ™ zachowuje!) i Dark Bahama
(1950, Ciemne Bahamy). Coraz to banalniej. I znikł.
Razem ze swym autorem.
Którego zresztą miał z kolei przedstawiać w jego
własnej wyobrazni. W roku 1948 jego trzecią żoną została
Loretta Singer, w czym jak na 52-latka nie byłoby nic
dziwnego.
Tylko że Peter Cheyney zmarł 26 czerwca 1951 roku w
Londynie, majÄ…c zaledwie 55 lat, ze wszystkimi objawami
starczego upadku sił i niemalże demencji.
Nic nie było w stanie zrobić i nie zrobiłoby z
Cheyneya tak naprawdę wybitnego pisarza; nie sposób jednak
zaprzeczyć, że śmierć przerwała mu pisanie w czasie, gdy je
wciąż i dość wyraznie rozwijał, zmieniał i ulepszał.
Umierając był jednym z najbogatszych autorów na
świecie. Zarobił podobno ćwierć miliona funtów, a w spadku
285
niewątpliwie zostawił blisko 60 tysięcy: ogromna suma w
owych czasach! Zapotrzebowanie na jego książki nie zmalało
jeszcze przez kilka następnych lat, a w skromniejszych nieco
wymiarach przetrwało dwa pokolenia i z początkiem lat
dziewięćdziesiątych znów powraca. Liczne wznowienia
pojawiają się w Anglii i na świecie, a BBC przygotowuje
telewizyjne wersje wszystkich powieści o Callaghanie, co w
naszych czasach oznacza pełny renesans.
Aż dziwne to, gdy się pomyśli, że do niedawna ten
autor, za pamięci tylu żyjących jeden z najsławniejszych na
świecie, nie zostałby nawet z łaski wymieniony wśród
zapamiętanych.
Wystarczy spojrzeć, jak pobieżnie i bagatelizująco, z
jakim niechlujstwem od niechcenia popełnianych,
elementarnych błędów i luk zbywają go nawet
specjalistyczne leksykony i zródłowe publikacje dotyczące
literatury kryminalnej. Można by powiedzieć: cóż w tym
ważnego? Lecz byle chłystek potrafi wytwarzać truizmy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl