[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odrobina herbaty i ciepło bijące od pieca w końcu pokonały odrętwienie, ale
Lyddie nie poczuła zadowolenia, jakiego się spodziewała, gdyby
kiedykolwiek znów się okazało, że cały dom należy wyłącznie do niej.
Częściowo spowodowane to było przeświadczeniem, że mało
15
3
prawdopodobne, by Nathan Clarke zostawił ją w spokoju, ale najbardziej
dręczył ją brak dymu z komina w sąsiednim domu.
Lyddie miała tak mało czasu, by przemyśleć wszystko, co jej
powiedzieli Freeman i kuzyn Shubael o Samie Cowetcie, że czuła w głowie
kompletny mętlik. Ale jedno widziała wyraznie: nie będzie próbowała
zaprzeczać, że Sam Cowett odznacza się niepowściągliwą naturą, lecz
nabrała pewności, że nie wyrządził żadnej krzywdy ani jej, ani jej mężowi.
Lyddie była tak zmęczona, że mocno usnęła we własnym wygodnym
łóżku. Spała twardo i z trudem się obudziła. Zniło jej się, że wysoki
mężczyzna, którego twarzy nie widziała, ani czarny, ani biały, ani młody,
ani stary, ani barczysty, ani szczupły, stoi na drugim końcu kanału przy
Drodze Robbina i ją woła. Wiedziała, że chodzi mu o nią, chociaż nie padło
jej imię. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła niewyrazną sylwetkę mężczyzny
w nogach łóżka, usłyszała jego głos i imię, które wymawiał, ale wciąż
myślała, że śni.
- No, Patience, wracaj, gdzie twoje miejsce, bo zobaczysz dzień przed
świtem. - Złapał oparcie łóżka i mocno nim szarpnął.
Wstrząs sprawił, że Lyddie natychmiast oprzytomniała. Silas Clarke,
pijany, nie w Connecticut, tylko tutaj? Ależ naturalnie, wcale nie wyjechał
do Connecticut. Patience Clarke zrobiła to, co robiła już wcześniej: uciekła
od niego, tym razem do swojego brata, a nie do szwagra, i Lyddie powinna
się tego domyślić, gdyby w pełni dotarło do niej to, co widziała: uprzątnięty
pokój dzieci na poddaszu i bałagan w sypialni Silasa Clarke'a. Gdyby Silas
pojechał z nimi, Patience Clarke z pewnością sprzątnęłaby również jego
pokój. Pozostawała teraz otwarta kwestia, czy Silas Clarke wie, dokąd
wyjechała Patience? Albo w ogóle, że wyjechała? Lyddie przekonała się już,
15
3
że wszelkie próby rozmowy z nietrzezwymi są bezowocne. Teraz chciała
jedynie pozbyć się Silasa ze swojego pokoju.
- Nie jestem pańską żoną, panie Clarke - powiedziała. - Jestem wdową
Berry. A teraz proszę pozwolić mi spać. Porozmawiamy rano.
Sylwetka w nogach łóżka się zachwiała.
- Wdowo Berry...
- Dobranoc, panie Clarke.
- Wdowo Berry, czy wydoiła pani krowę?
- Owszem. A teraz dobranoc panu.
- Moja żona wyjechała do Connecticut. Po powrocie do domu
znalazłem wiadomość od niej.
- Tak. Porozmawiamy jutro. Dobranoc. Usiadł na podłodze i rozpłakał
się. Jego płacz był zduszony, przypominał kaszel.
Lyddie z trudem ściągnęła się z łóżka. Ciągnąc Silasa i popychając,
zmusiła mężczyznę, by wstał. Zmierdział potem, moczem, łojem i
alkoholem. Zaprowadziła go do jego pokoju, rzuciła na rozgrzebane
posłanie i zamknęła drzwi. Wróciła do siebie i zablokowała zasuwkę.
41
Następnego ranka Silas Clarke był wielce skruszony, poszedł do
garbarni z mocnym postanowieniem, że rzuci picie, będzie pracował,
zaoszczędzi pieniądze, odkupi swój dom i sprowadzi do niego żonę i dzieci.
Nawet wrócił z garbarni trzezwy i Lyddie miała okazję się przekonać, że
trzezwy Silas Clarke jest niewiele lepszy od pijanego Silasa Clarke'a. Rzucił
15
3
na stół dwa pensy i zażądał, żeby Lyddie dała mu coś do jedzenia. Kiedy
zjadł, oświadczył:
- Wdowo, może cię zainteresuje, że Indianin wrócił. -I poszedł do
tawerny.
Indianin wrócił. Na te słowa serce zabiło Lyddie szybciej, ale nie tak
jak dawniej. Nie cieszyła się na spotkanie. Ale i nie bała się stanąć z
Cowettem oko w oko. Wiedziała, że musi się z nim spotkać i tyle. Musiała
zdobyć się na ten jeden raz, by wymazać tamtą poprzednią tchórzliwą
ucieczkę. Nie chciała myśleć, co będzie dalej.
Lyddie zaczekała, aż słońce zajdzie i skończy się przypływ, by mieć
pewność, że Cowett wrócił do domu. Wcześnie zjadła kolację i ruszyła
drogą. Otworzył jej drzwi, jak tylko dotknęła nogą stopnia, ale nie odsunął
się i nie wpuścił jej do środka. Stał na progu, z założonymi rękami,
wypełniając sobą niemal cały otwór drzwi.
- Pan Clarke powiedział mi, że pan wrócił.
- A więc wciąż słucha pani tego, co on mówi.
Trudno, pomyślała Lyddie, będzie to wymagało większego wysiłku.
Postawiła na stopniu obie nogi.
- Słucham wszystkich. Wierzę niektórym. Pan Clarke do nich nie
należy. Przyznaję, że raz zaczęłam słuchać jego uwag. Czułam wtedy mętlik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- Domińczak Andrzej Bez miłosierdzia. Jana Pawła II wojna z ludźmi
- Bull Emma Wojna o dąb
- Salustiusz Wojna z Jogurta
- Carleen Sally Zostań na kolacj
- Beauty Robin McKinley
- McKenna Lindsay Zielony ogieśÂ„
- Goethe Wolfgang Cierpienia mśÂ‚odego Wertera
- Hughes Charlotte Gra o mśÂ‚ośÂ›ć‡
- 0127. Dale Ruth Jean Showdown znaczy rozróba
- Fred Saberhagen Lost Swords 06 Mindswords story
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- audipoznan.keep.pl