[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Porucznik Plein wahał się tylko przez chwilę, a potem całkiem niespodziewanie
ruszył w chaos bitewny. Krzyczał na swoich ludzi, aby podążali za nim. Widzieliśmy,
jak przedzierał się przez ogień i dym. Wokół jego nóg rozrywały się pociski, a kule
świszczały mu nad głową, ale on był cały czas żywy, w samym centrum walczył jak
demon. Krzyczał do sterty ciał, aby się poderwały, zastrzelił sierżanta, który chciał
się wycofać, i zbliżył się do czołowej linii rosyjskich okopów.
Powstrzymały ich dopiero radzieckie miotacze płomieni. Widzieliśmy, jak porucznik
Dietel rozpadł się na kawałki, a porucznik Plein i jego grupa
wdarli się do wrogich transzei i rozpoczęli okrutną walkę wręcz. Sybiracy byli jak
maszyny zabijali albo ich zabijano. Walczyli z zimnÄ… determinacjÄ…, bez emocji,
zobojętniali na śmierć i życie. Plein i jego ludzie rzucili się po raz ostatni. Wyglądało,
jakby upajali się świadomością rzezi. Ciała zaczęły zalegać stosami, jedne na
drugich, bez znaczenia, czy to Rosjanie, czy Niemcy. Ludzie z poderżniętymi
gardłami, rozprutymi brzuchami i ci, którym głowy zwisały z ramion na płatach
skóry.
Kiedy walka się zakończyła i mała grupa szturmowa została unicestwiona, Sybiracy
spokojnie obtarli noże z krwi i powrócili na poprzednie pozycje. Tylko jeden żołnierz
powrócił na niemieckie pozycje. Padł martwy obok stóp majora, jakby chciał złożyć
raport z ostatniej akcji.
* Głupcy! * krzyczał major. * Głupcy i zdrajcy. Nic, tylko niekompetentni głupcy i
zdrajcy!
Ruszył jak burza do telefonu. Słyszeliśmy, jak darł się i wyzywał w słuchawkę,
skarżąc się, że cały jego batalion składa się z głupców i tchórzy. Domagał się
lepszego wsparcia artyleryjskiego, niż miał do tej pory, bo inaczej nigdy nie uda mu
się przełamać linii wroga. Zrzędził jak stara baba na jarmarku wielkanocnym nad
liczbą mozdzierzy, których potrzebował, nim wyśle kolejne oddziały do ataku.
* Dziesięć? Powiedziałeś, dziesięć? Nie bądz śmieszny! Ty to nazywasz wsparciem?
Przecież tym nie zranię nawet wszy! Daj dwadzieścia, to może to rozważę...
Powiedziałem, daj dwadzieścia, to się zastanowię... No dobra, w takim razie
piętnaście. Jeśli to jest wszystko, co możesz dać. Dawaj te
piętnaście i niech Bóg ma cię w swojej opiece, jeśli nas zawiedziesz!
Rzucił słuchawką telefonu, po czym ruszył, by zebrać resztki swojego batalionu i
rzucić go do finalnej rzezi. W powietrze poleciały pierwsze granaty mozdzierzowe i
po drugiej stronie pola walki zaczęły fruwać szczątki ludzi i uzbrojenia. Major stał z
podniesioną ręką i liczył. Gdy doliczył do piętnastu, szorstko machnął ręką i skoczył
naprzód w wir walki. Poślizgnął się i przewrócił, poderwał się na nogi, pomachał
rękami nad głową i pobiegł dalej z resztkami swych pionierów za plecami.
Tym razem atak się powiódł. Gwałtowne natarcie odrzuciło Rosjan. Granaty ręczne
lądowały w rowach komunikacyjnych i bunkrach. Wkładano ładunki wybuchowe w
lufy sowieckich dział. Karabiny maszynowe grzechotały i szczekały, a ludzie obcinali
sobie głowy saperkami i łopatami oraz dzgali się bagnetami. Majora znaleziono
leżącego na plecach ze świeżym cygarem w ustach, obok radzieckiego oficera * obaj
nie żyli. Byli wśród tysiąca ofiar, które zginęły tego dnia.
Zanim zdążyliśmy umocnić tak ciężko zdobyte pozycje, spadł na nas atak oddziałów
syberyjskich. Znikąd pojawiły się ich hordy, ludzie ze skośnymi oczami, gąszcz
żołnierzy z szerokimi barami, długimi ramionami i krótkimi nogami. Darli się
ochryple, sławiąc Stalina. Walczyliśmy z nimi w okopach i poza nimi, ślizgając się i
potykając we krwi i wnętrznościach ofiar. Ale Rosjanie nie ustępowali i powoli
zaczynali wypierać nas na poprzednie pozycje.
Wokół mnie ludzie padali, potykali się i płakali. W moją stronę potoczył się granat.
Gdy na nim
stanąłem, odskoczyłem jak spłoszony koń. Szybko chwyciłem go i odrzuciłem w
środek nadciągającej gromady Sybiraków. Podmuch wrzucił mnie do krateru po
wybuchu, dokładnie na ciało świeżo zabitego żołnierza. Leżałem z nosem w kałuży
krwi, wyciekającej mu z głowy, a nogi miałem w jego jelitach, które wypłynęły z
rozerwanego brzucha. Wrzasnąłem ze strachu i wydostałem się z przerażającego
dołu. W panice zacząłem bezmyślnie biegać, bo wydawało mi się, że wszędzie są
Sybiracy, którzy strzelali we wszystkich kierunkach, i nie widziałem drogi ucieczki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl