[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dostarczone w ramach aprowizacji  Lydii , gdy z brzegu przybył nowy posłaniec. Wprowadził go
zdezorientowany oficer, który nie mógł zrozumieć ani słowa z jego bełkotu. Oddziały były gotowe
do przybycia na okręt. Hornblower z ulgą odłożył serwetkę i udał się na pokład. Inni ruszyli za nim.
Ludzie zwożeni przez barkas i kuter, krążące nieustannie między okrętem a brzegiem, byli
typowymi żołnierzami z Ameryki Zrodkowej, bosi i odziani w łachmany, ciemnolicy, o prostych
gładkich włosach. Każdy z nich miał nowiusieńki muszkiet i wypchaną nabojami ładownicę, lecz
całe to uzbrojenie pochodziło z dostawy przywiezionej przez Hornblowera. Większość trzymała w
rękach worki wyładowane chyba zapasami  niektórzy nieśli także melony i kiście bananów.
Załoga zegnała wszystkich na główny pokład  rozglądali się ciekawie i trajkotali z przejęciem,
lecz byli dosyć posłuszni. Przycupnęli w rozplotkowanych grupkach między działami, gdzie
szczerząc szyderczo zęby wepchnęła ich załoga okrętu. Rozsiedli się na deskach pokładu i
większość z nich zabrała się zachłannie do jedzenia; Hornblower podejrzewał, że byli na pół
zagłodzeni i pożerali teraz racje, które miały im starczyć na kilka co najmniej dni.
Gdy ostatni człowiek znalazł się na pokładzie, Hornblower popatrzył w stronę  Natividad ;
wydawało się, że i tam również zaokrętowano przeznaczoną na tamten okręt część ekspedycji. Nagle
gwar na pokładzie głównym zamarł zupełnie i nastąpiła nieopisana cisza. W chwilę potem na
pokład rufowy wszedł el Supremo  to pojawienie się jego postaci wychodzącej z kabiny musiało
tak uciszyć wrzawę.
 Odpływamy do La Libertad, kapitanie,  rzekł.
 Tak jest, Supremo  odpowiedział Hornblower. Był zadowolony, że el Supremo zjawił się
właśnie w tej chwili. Jeszcze trochę, a jego oficerowie zobaczyliby swego kapitana czekającego na
rozkazy, to zaś w żadnym wypadku nie powinno się zdarzyć.
 Podnosimy kotwicę, panie Bush  powiedział Hornblower.
Rozdział VII
Podróż wzdłuż wybrzeża zakończyła się. Port La Libertad padł, a el Supremo ze swoimi
ludzmi zniknął w gąszczu wulkanów otaczających miasto Zwiętego Zbawiciela[24]. I znów
wczesnym rankiem kapitan Hornblower przemierzał pokład rufowy  Lydii ,
trzydziestosześciodziałowej fregaty jego królewskiej mości króla Brytanii, a porucznik Bush,
pełniący obowiązki oficera wachtowego, stał obok sternika, pilnie udając, że nie dostrzega swego
dowódcy.
W czasie przechadzki Hornblower rozglądał się dokoła i przy każdym oddechu wciągał
powietrze głęboko do płuc. Zauważywszy to zaśmiał się do siebie i stwierdził, że czyni tak, aby się
napawać słodką atmosferą swobody. Na jakiś czas był wolny od koszmarnego wpływu el Suprema i
jego bezlitosnych metod i nie umiał wprost wyrazić, jaką ulgą była dlań ta myśl. Znów był panem
siebie i mógł spacerować spokojnie po swym pokładzie rufowym. Niebo było błękitne, a morze
błękitnosrebrne i Hornblower przyłapał się na tym, że po dawnemu czyni porównanie do
heraldycznych barw srebra i lazuru. Wiedział, że znowu jest sobą. Uśmiechnął się, zwracając
równocześnie twarz ku morzu, aby ktoś z załogi nie zobaczył, że kapitan chodzi po pokładzie
szczerząc zęby jak stary kocur.
 Lydia szła półwiatrem, wyzyskując lekką bryzę wiejącą prostopadle do burty. Z lewej
strony ukazywały się spoza horyzontu wciąż nowe wierzchołki wulkanów, tworzących szkielet tego
kraju pogrążonego w mrokach barbarzyństwa. Może jednak el Supremo zrealizuje swą szaloną
mrzonkę o podbiciu Ameryki Zrodkowej; może jest istotnie jakaś realna podstawa w nadziejach na
otwarcie komunikacji w poprzek przesmyku  przez Panamę, jeśli projekt nikaraguajski okaże się
nie do przeprowadzenia. Miałoby to ogromne znaczenie dla świata. Zbliżyłoby Ziemię Van Diemena
i Moluki do świata cywilizowanego. Otworzyłoby Pacyfik dla Anglii dzięki wyeliminowaniu trudów
żeglugi wokół przylądka Horn lub wokół Przylądka Dobrej Nadziei i Indii, a wówczas pojawiłyby
się na nim eskadry okrętów liniowych, docierając tam, dokąd nie dopłynęła dotychczas żadna fregata.
Hiszpańskie Cesarstwo Meksyku i Kalifornii mogłoby nabrać nowego znaczenia.
Hornblower szybko porzucił te rozważania, mówiąc sobie, że wszystko to jest wciąż w sferze
marzeń. Jak gdyby chcąc się ukarać za te mrzonki zmusił się do przemyślenia swoich obecnych
posunięć i poddania surowej ocenie motywów, jakie przywiodły go na południe ku Panamie.
Wiedział doskonale, że głównie było to pragnienie otrząśnięcia się z wpływu el Suprema, lecz
próbował znalezć inne jeszcze powody, które usprawiedliwiłyby jego ostatnie decyzje.
Jeśli atak el Suprema na San Salvador nie powiedzie się,  Natividad zmieści na swym
pokładzie resztki ocalałe z jego armii. Obecność  Lydii w żadnym razie nie może mieć wpływu na
operacje na lądzie. Jeżeli zaś el Supremo odniesie sukces, to w czasie gdy będzie zdobywał
Nikaraguę, byłoby rzeczą wskazaną wszcząć w Panamie działania dywersyjne, obliczone na
zdezorientowanie Hiszpanów i niedopuszczenie do tego, aby skoncentrowali całe swe siły na akcji
przeciwko niemu. Załodze  Lydii należy się też okazja do zyskania pryzowego za zdobycie któregoś
ze statków poławiaczy pereł w Zatoce Panamskiej; skompensowałoby to prawdopodobną utratę
należącego im się pryzowego i nie trzeba by było wyciskać z Admiralicji pieniędzy za zdobycie
 Natividad . Obecność  Lydii w Zatoce Panamskiej przeszkodzi w transporcie sił hiszpańskich z
Peru. Poza tym Admiralicja na pewno będzie zadowolona z możliwości wykonania pomiarów w
zatoce wokół Wysp Perłowych; mapy Ansona mają luki pod tym względem. Pomimo wszystkich tych
argumentów, bardzo zresztą przekonywających, Hornblower wiedział doskonale, że przybył tu
głównie po to, aby uciec od el Suprema.
Wielka płaska rają o rozmiarze płyty stołowej wyskoczyła nagle z wody tuż przy burcie, z
głośnym plaśnięciem upadła na powierzchnię, wyskoczyła znów i zniknęła w głębinie błysnąwszy
na moment różowobrązowym ciałem o wilgotnym połysku, zanim woda zamknęła się nad nią.
Latające ryby śmigały w różnych kierunkach, muskając lekko wodę i zostawiając za sobą niknącą
szybko ciemną bruzdę. Hornblower przyglądał się temu wszystkiemu beztrosko, szczęśliwy, że może
puścić wodze myślom i nie czuć się zmuszonym do koncentrowania ich na jednej sprawie. Mają
okręt doskonale zaopatrzony i załogę zadowoloną z przygód, jakie przeżyła ostatnio, nie miał
żadnego powodu do zmartwień. Jeńcy hiszpańscy, których ocalił przed śmiercią z rąk ludzi el
Suprema, włóczyli się leniwie po dziobówce, wystawiając ciała na słońce.
 %7łagle na horyzoncie!  dobiegł go okrzyk z salingu.
Hiszpańscy wałkonie stłoczyli się na nadburciu, gapiąc się w górę. Marynarze szorujący
pokład cegiełkami piaskowca ukradkiem zwolnili swe ruchy, żeby słyszeć, co się będzie działo.
 Z której strony?  zawołał Hornblower.
 Od dziobu, z lewej burty, sir. Chyba to lugier, sir, płynie prosto na nas, ale jest akurat pod
słońce&
 Tak, sir, lugier  zapiszczał kadet Hooker ze szczytu fokmasztu.  Dwumasztowiec. Jest
akurat z nawietrznej, idzie pełnym wiatrem prosto na nas, pod pełnymi żaglami, sir.
 Prosto na nas?  Hornblowera zaintrygowała ta wiadomość. Wskoczył na lawetę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl