[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dawno temu zgubiłam talizman zabrany z High Hallacku. Nie znałam żadnej rządzącej tym krajem mocy, przed
którą mogłabym się odwoływać czy protestować. Wiedziałam, że potwór zaraz mnie zabije. A bardzo trudno jest nie
stracić odwagi, kiedy stoi się samotnie, z rozłupaną tarczą i złamanym mieczem, jak ja wtedy stałam.
Krzyknęłam głośno - już nie jego imię - bo ten, kogo znałam jako Herrela, zniknął tak, jakby rozdzieliła nas śmierć.
Zamknęłam oczy, gdy moją słabą moc zmiażdżył wybuch nienawiści. Bestia skoczyła.
Ostry ból przeorał ramię, którym w ostatniej chwili zasłoniłam twarz. Jakiś ciężar przygniótł mnie do zbocza
pagórka, tak że nie mogłam się poruszyć. Nie chciałam spojrzeć na to, co mnie schwytało, nie mogłam.
- Gillan! Gillan!
Poczułam, że objęły mnie ludzkie ramiona! Pazury bestii już nie rozszarpywały mi ciała. Usłyszałam ochrypły ze
strachu i bólu głos, nie zaś warczenie kota.
- Gillan!
Otworzyłam oczy, Herrel pochylał nade mną głowę i na jego twarzy dostrzegłam taką mękę, że moją pierwszą
reakcją było zdziwienie. Zciskał mnie tak mocno, że na pewno pozostawił siniaki na plecach i ramionach. Oddychał
szybko.
- Gillan, co ja zrobiłem?
Porwał mnie na ręce, jakbym była lekka niczym piórko, i zaniósł na płaski szczyt pagórka. Księżyc świecił bardzo
jasno.
Herrel bardzo delikatnie (nigdy nie podejrzewałabym, że może być taki delikatny) wyprostował mi ramię. Dwa
wielkie rozdarcia. Tkanina opadła, odsłaniając ociekające krwią szramy.
Na ich widok krzyknął głośno, a potem rozejrzał się dziko, jakby szukał czegoś, co mógł przywołać za pomocą woli.
- Herrel?
Spojrzał mi w oczy i skinął głową.
- Tak, Herrel, teraz jestem Herrelem! Oby żółta zgnilizna przeżarła ich kości, a To-Co-Przemierza-Szczyty
pochłonęło ich dusze. %7łeby tak ciebie skrzywdzić, ciebie! W lesie są zioła, przyniosę...
- W mojej torbie również są lekarstwa... - Ból jak roztopiony metal płynął w górę mego ramienia, przenikał do
barku, ból tak ciężki, że oddychałam z trudem, poświata księżyca wirowała, a obeliski kołysały się tam i z
powrotem... Zamknęłam oczy. Poczułam, że Herrel wyciągnął torbę spod pledu, i próbowałam się skupić, by mu
powiedzieć, którego balsamu ma użyć. Ale kiedy znów położył mi dłonie na ramieniu, krzyknęłam głośno i
utonęłam w głębinie, w której nie było ani bólu, ani świadomości.
- Gillan! Gillan!
Poruszyłam się, nie chcąc opuścić uzdrawiającego mroku, lecz to wołanie szarpało mną coraz silniej.
- Gillan! Na Jesion, na Młot, na Brzeszczot, który nigdy nie rdzewieje, na Jasny Miesiąc, na Blask Neave, na Krew,
przelaną dla Tego, do Którego jestem podobny...
Ten pomruk pływał nade mną i wokół mnie, splatając sieć, żeby mnie wyciągnąć ze spokojnej toni, w której leżałam.
- Gillan, czas nagli... Na Kwiat Zmiertnicy, na Bicz z Gorthu, na Ognie Zwierzołaków... Wróć!
Musiałam posłuchać tych głośnych słów, które brzmiały jak zew bojowy. Otworzyłam oczy. Otaczało mnie światło
zielonych płomieni. Słodki zapach zakręcił mi w nosie, a płatki kwiatów musnęły policzki, kiedy odwróciłam głowę,
żeby zobaczyć tego, który przywołał mnie z powrotem. Herrel stał przed srebrnym obeliskiem, a jego obnażone do
pasa ciało również miało srebrną barwę. U jego stóp leżała kolczuga i skórzany kaftan. Ramiona i barki Jezdzca
przecinały ciemnoczerwone pręgi; na niektórych zakrzepły krople krwi. W rękach trzymał ułamaną w połowie gałąz.
- Herrel?
Podszedł szybko i padł na kolana obok mnie. Wyglądał jak wojownik, który dopiero co wrócił z pola walki, o
wychudzonej, zmęczonej twarzy, zbyt wyczerpany, żeby go obchodziło, czy zwyciężył, czy też musi poznać gorycz
porażki. Ale gdy na mnie spojrzał, ożywił się. Wyciągnął rękę, jakby chciał dotknąć mojego policzka, lecz opuścił ją
na udo.
- Gillan, jak siÄ™ czujesz?
Oblizałam wargi. Gdzieś w głębi mnie coś się zaniepokoiło i poruszyło, jakby po coś daremnie sięgnięto. W
ramieniu poczułam lekki ból będący tylko wspomnieniem tego, który przedtem mną targał. Usiadłam powoli. Herrel
nie próbował mi pomóc. Miałam zabandażowane ramię, poczułam też ostrą woń dobrze znanego balsamu - więc
Jezdziec przeszukał moją torbę. Mój ruch spowodował, że spadła ze mnie kaskada kwiatów i pośpiesznie porwanych
na kawałki liści o ziołowym zapachu. Leżałam pod ich grubą warstwą.
Herrel zrobił ręką jakiś gest. Zielone światła zgasły. Nie wiedziałam, skąd się wzięły, nie pozostał też po nich żaden
ślad.
- Jak się czujesz? - powtórzył Jezdziec.
- Dobrze, myślę, że dobrze...
- Niezupełnie. I czas... czas nagli!
- Co masz na myśli? - zapytałam podnosząc garść kwiatów i aromatycznych liści, żeby je powąchać.
- Jest was dwie...
- To wiem - wtrąciłam.
- Może jednak nie wiesz wszystkiego: że można na jakiś czas podzielić człowieka na dwoje - chociaż to szaleńczy i
zły czyn. Lecz jeśli te dwie części ponownie się nie spotkają, jedna znika...
- Tamta druga Gillan... odejdzie? - Płatki kwiatów wypadły mi z ręki i znów poczułam w piersi dobrze znany chłód i
głód, którego nie może zaspokoić żaden materialny pokarm.
- Albo... ty! - odparł po prostu Herrel, ale przez chwilę nie zrozumiałam jego słów. Chyba wyczytał to z mojej
twarzy, gdyż wstał i z całej siły uderzył pięściami w kamienny obelisk, jakby to było oblicze wroga.
- Oni zrobili to myśląc, że ty... ty tutaj, przy mnie... umrzesz tam na Pustkowiu albo w górach. Ta kraina ma potężne
zabezpieczenia.
- Wiem o tym.
- Nie wierzyli, że przeżyjesz. A gdybyś umarła, wtedy stworzona przez nich Gillan stałaby się całą. Niezupełnie taką
jak ty, tylko w niewielkim stopniu. Lecz kiedy przybyłaś do Arvonu, dowiedzieli się o tym. Powiedziano im, iż jakiś
obcy wtargnął do naszego kraju i odgadli, że to byłaś ty. Wówczas znów odwołali się do magii i...
- Posłali ciebie - powiedziałam cicho, gdy nie dokończył.
Odwrócił głowę i znów widziałam jego twarz. Nie spodobało mi się to, co zobaczyłam. Nie znałam słów, które
zablizniłyby tę duchową ranę, tak jak moje balsamy i maści mogły uleczyć obrażenia ciała.
- Powiedziałem ci podczas naszego pierwszego spotkania, że nie jestem taki jak oni. Jeśli zechcą, mogą mnie sobie
podporządkować albo oślepić. Zrobili tak wtedy, gdy powołali do istnienia tamtą Gillan, która mnie porzuciła i
poszła do Halse'a - a on tego pragnął od samego początku!
Zadrżałam. Halse! Czy ta druga cząstka mojej istoty leżała uszczęśliwiona w objęciach Halse'a, czy witała go z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl