[ Pobierz całość w formacie PDF ]

liwe. Po kilku kęsach po prostu się poddała.
- Nabawiłaś się kłopotów żołądkowych? Nigdy dotąd nie miałaś proble-
mów z jedzeniem.
- Miałam ciężki dzień. Myślałam, że o tej porze będę już w podróży, a
tu... Po prostu tego nie ogarniam.
S
R
Była na niego zła. Przecież żeby jej pomóc, nie musiał wymuszać na niej
rezygnacji z wakacji.
- Jesteś zła, że wygrałem - stwierdził fałszywie łagodnym tonem.
- Więc tak to dla ciebie wygląda. Jak jakieś zawody? A może po prostu
jak bitwa, w której ktoś musi przegrać, żeby inny mógł wygrać?
Jego spojrzenie stało się nagle twarde i tak intensywne, że czuła, jakby ją
raziło prądem.
- Jeszcze się nie nauczyłaś, że życie składa się z kolejnych bitew, że cho-
dzi w nim tylko o władzę?
- Tego się nauczyłeś jako król?
- Tego się nauczyłem jako mężczyzna.
Poczuła się zażenowana. Nigdy wcześniej nie doświadczyła tego uczucia
w jego obecności. Wytrąciło ją to z równowagi. Zwycięzcy i pokonani - po-
wtórzyła w myśli.
Zakładając pod stołem nogę na nogę, niechcący dotknęła go kolanem.
Ten stolik był za mały. W restauracji było za ciemno. Atmosfera była zbyt
ciężka. Na szczęście akurat doniesiono kolejne talerze, półmiski i salaterki.
Miała nadzieję, że Szarif zajmie się przez chwilę jedzeniem i da jej czas na
dojście do siebie, ale się myliła.
- Nakładaj - polecił tak władczo, że z miejsca zacisnęła zęby.
- Coś ci się stało w ręce? - odparowała prowokująco, niezdolna opanować
swej złości.
- Wiesz, że zwyczaj nakazuje, by kobieta usługiwała mężczyznie.
- Jeśli są ze sobą jakkolwiek związani. Ja nie jestem twoja. Nie należę do
ciebie...
- Ale pracujesz dla mnie. Dlatego wypada, żebyś mi usługiwała.
S
R
Patrzyła na niego w niemej furii. Widziała, że Szarifa to bawi. Cieszył się
swoją władzą.
- Po co właściwie dziś do mnie przyjechałeś?
- Chciałem cię prosić o pomoc.
Przecież nie tylko o to. Musiało chodzić o coś więcej.
- Pomoc w czym?
- Przecież wiesz, będziesz uczyła moje dzieci...
- Zatem nie traktuj mnie jak obywatela drugiej kategorii. Zgodziłam się
uczyć twoje dzieci, ale to nie znaczy, że jestem twoją pokojówką, nie należę do
królewskiej służby i nie mam zamiaru obsługiwać ciebie ani nikogo z królew-
skiej rodziny.
Wytrzymał jej spojrzenie. Oczy lśniły mu od emocji, których nie była w
stanie odgadnąć.
- Zdenerwowało cię, że nie powiedziałem:  proszę"?
O mało co nie gruchnęła go szklanką w arogancki łeb. Starając się opa-
nować wzburzenie, popatrzyła przez okno na migotliwe światła miasta scho-
dzącego ku ciemnemu morzu. Za szybą przeleciał śmigłowiec, który po chwili
usiadł na hotelowym lądowisku.
- Zdenerwowała mnie twoja prośba, abym zrobiła coś, o co nigdy nie po-
prosiłbyś mnie dziesięć lat temu. Dziesięć lat temu to ty nałożyłbyś mi jedze-
nie.
- Wtedy byliśmy w Londynie.
- A ty nie byłeś szejkiem. To o to chodzi, czyż nie? Wracamy do twojej
filozofii wygranych i przegranych, życia jako bitwy o przejęcie kontroli?
Szarif sięgnął po szczypce, by nałożyć sobie obfitą porcję baraniny i kop-
czyk ryżu z owocami morza.
S
R
- Proszę - powiedział, popychając miskę z ryżem w jej stronę. - Możesz
się delektować zwycięstwem. Tę rundę wygrałaś.
Odczuwała dojmującą gorycz. Gdzie się podział tamten dawny Szarif,
miły, uprzejmy? Znów niechcący kopnęła go pod stołem w łydkę, spojrzała na
jego ciepłe, mocne ciało i o mało co nie uciekła. Nie mogła tak. Nie była w
stanie siedzieć tak z nim i przyzwoicie się zachowywać, pamiętając, jak było
między nimi, gdy byli razem.
Zdała sobie sprawę, że z jej strony zainteresowanie nie minęło. Dawne
żądze nie umarły, w myślach wciąż miała Szarifa sprzed dziesięciu lat - dłu-
gowłosego, w wyblakłych, postrzępionych dżinsach i klapkach na nogach.
- Nie jestem potworem bez serca - odezwał się, jakby czytał w jej my-
ślach. - Bardzo cenię sobie rodzinę, odpowiedzialność, obowiązkowość. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl