[ Pobierz całość w formacie PDF ]

minut pózniej maszerowaliśmy już do zimowego domu stracharza.
***
138
139
- Jesteś pewien, że bogiń wróci? Naprawdę sąd^ łem, że to już załatwione - rzekłem,
gdy wędrowaliśmy przez moczary, czując na plecach uderzenia wiatru.
- Po prawdzie połowa zadania za nami, chłopcze ale ta łatwiejsza. Tak jak wiewiórka,
zagrzebująca żo. łędzie, bogiń przechowuje, tam gdzie żyje, zapasy mocy Na szczęście już je
stracił, spłonęły wraz z drzewem. Zwyciężyliśmy w pierwszej wielkiej bitwie, lecz po paru
dniach zbierania sił bogiń zacznie zadręczać kogoś innego.
- To znaczy, że uwięzimy go w dole?
- Nie, chłopcze. Gdy rzucacz zaczyna zabijać, trzeba go załatwić na dobre!
- Skąd wezmie nową siłę? - dopytywałem się.
- Ze strachu, chłopcze, tak właśnie to robi. Rzucacz karmi się strachem tych, których
zadręcza. Jakąś nieszczęsną rodzinę w okolicy czeka straszliwa noc. Nie wiem, dokąd pójdzie
i kogo wybierze, toteż nic nie mogę zrobić, nikogo ostrzec. Musimy się z tym pogodzić. Tak
jak ze zniszczeniem biednego, starego głogu. Nie chciałem tego robić, ale nie miałem
wyboru. Bogiń będzie się przenosił, zbierał siły, lecz po paru dniach znajdzie sobie nową stałą
siedzibÄ™. I wtedy ktoÅ› do nas przyjdzie, proszÄ…c o pomoc.
140
_ Dlaczego właściwie bogiń stał się zły? - spytałem. Czemu zaczął zabijać?
_ A czemu ludzie zabijają? - odpowiedział pytaniem stracharz. - Niektórzy to robią, inni nie.
Niektórzy zaczynają dobrze, a zle kończą. Przypuszczam, że temu rzucaczowi znudziło się
bycie stukaczem, krycie się w domach i płoszenie ludzi nocnymi hukami i stukami. Zapragnął
więcej, chciał mieć dla siebie całe wzgórze. Zamierzał wygnać biednego starego Henry'ego
Luddocka i jego rodzinę z farmy. Teraz jednak zniszczyliśmy mu dom i będzie potrzebował
nowego, toteż przeniesie się dalej wzdłuż linii mocy.
PrzytaknÄ…Å‚em.
- Cóż, może to cię pocieszy - wyciągnął z kieszeni kawałek żółtego sera, odłamał niewielką
część i wręczył mi. - Pozuj sobie - polecił - ale nie połykaj wszystkiego naraz.
***
Po powrocie do domu stracharza wypuściliśmy Meg 1 piwnicy i powróciłem do codziennej
rutyny obowiązków i lekcji. Istniała jednak jedna poważna róż-nica. Ponieważ
spodziewaliśmy się kłopotów z bogi-
141
nem, pościliśmy dalej. Cierpiałem katusze patrząc jak Meg przyrządza sobie posiłki, podczas
gdy my g}a dowaliśmy. Po trzech dniach mój żołądek miał chyba wrażenie, że o nim
zapomniałem, ale w końcu oko}0 południa czwartego dnia usłyszeliśmy głośne pukanie do
tylnych drzwi.
- No, chłopcze, zobacz, kto to - polecił stracharz. -Bez wątpienia przynosi wieści, na
które czekamy.
Zrobiłem, jak kazał, gdy jednak otworzyłem drzwi, ku swemu zdumieniu ujrzałem czekającą
Alice.
- Przysyła mnie stary pan Hurst - oznajmiła. - Na Farmie Przy Moczarach mają kłopoty
z boginem. I co, nie zaprosisz mnie do środka?
POWRÓT RZUCACZA
S
tracharz miał rację w swych przewidywaniach, ale kiedy wprowadziłem do kuchni naszego
gościa, zdumiał się niemal tak jak ja.
- Bogiń zjawił się na farmie Hurstów - oznajmiłem. - Pan Hurst prosi o pomoc.
- Chodz do salonu, dziewczyno, tam porozmawiamy. - Ruszył pierwszy, wskazując nam
drogÄ™.
Alice uśmiechnęła się, wcześniej jednak zerknęła na Meg, która siedząc do nas tyłem,
ogrzewała dłonie nad ogniem.
142
143
- Usiądz - polecił Alice mój mistrz, zamykaj, drzwi salonu. - A teraz opowiedz
wszystko. Zaczaj od początku, nie śpiesz się.
- Niewiele jest do gadania - zaczęła Alice. - Tom opowiedział mi dość o boginach, bym
miała pewność że to rzucacz. Od paru dni ciska kamieniami w farmę nie można bezpiecznie
wyjść na dwór. Ryzykowałam życiem, przychodząc tu po was. Podwórze jest pełne głazów, w
domu nie ocalała niemal żadna szyba, strą. cii też trzy rondle z kraty w kominie. Dziw, że
nikomu nic się nie stało.
- Czy Morgan nie próbował czegoś z tym zrobić? -spytał stracharz. - Nauczyłem go
dosyć o boginach.
- Nie widziałam go od kilku dni, i dobrze. Im dłużej, tym lepiej!
- Chyba na to czekaliśmy - zauważyłem.
- Tak też wygląda. Lepiej przygotuj ziołową herbatę, równie mocną, jak poprzednio.
Wstałem i otworzyłem szafkę obok paleniska, wyjmując dużą butlę z brązowego szkła. Gdy
się obróciłem, dostrzegłem dezaprobatę na twarzy Alice. Stracharz też ją zauważył.
- Nie wątpię, iż jak zwykle chłopak opowiedział
CJ o moich prywatnych sprawach. Wiesz zatem, co ma zrobić i czemu to konieczne. Bez
takich min, proszÄ™!
^lice nie odpowiedziała. Poszła za mną do kuchni i patrzyła, jak przyrządzam herbatę.
Tymczasem gtracharz zniknął w gabinecie, by uzupełnić dziennik- Gdy skończyłem, Meg
drzemała w fotelu. Musiałem J3 obudzić, delikatnie potrząsając za ramię.
_ Proszę, Meg - rzekłem, gdy uniosła powieki. - To twoja herbata. Wypij powoli, żeby się nie
poparzyć.
Meg przyjęła filiżankę i przez chwilę wpatrywała się w nią z namysłem.
- Czy nie dostałam już dziś herbaty, Billy?
- Przyda ci się dodatkowa porcja, Meg. Z każdym dniem robi się coraz zimniej.
- Ach! Kim jest twoja przyjaciółka, Billy? Co za śliczna dziewczyna! Jakie ma piękne
piwne oczy.
Alice uśmiechnęła się, słysząc, jak Meg nazywa mnie Billym, i przedstawiła się sama.
- Jestem Alice. Kiedyś mieszkałam w Chipenden, teraz na farmie w pobliżu.
- Przychodz i odwiedzaj nas, kiedy tylko zechcesz ~ zaprosiła Meg. - Ostatnio rzadko
miewam kobiece towarzystwo. Chętnie cię znów zobaczę.
144
145
- Wypij herbatę, Meg - przerwałem. - Teraz, pój^ gorąca. Taka jest najlepsza.
Meg zaczęła sączyć miksturę, wkrótce opróżniła fi. liżankę i zasnęła.
- Teraz łatwiej wam będzie zabrać ją na dół do zimnej, wilgotnej piwnicy - głos Alice
ociekał g0. ryczą.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo stracharz wyłonił się z gabinetu i dzwignął Meg z fotela.
Wziąłem świe-cę i otworzyłem bramę, a on sam zaniósł ją do pokoju na dole. Alice została w
kuchni. W pięć minut po naszym powrocie wyruszyliśmy w drogę.
***
Farma Przy Moczarach mocno ucierpiała. Tak jak mówiła Alice, podwórze było zasłane
kamieniami, które wybiły też niemal wszystkie szyby. Ocalało tylko kuchenne okno.
Frontowe drzwi były zamknięte, lecz stracharz wyjął klucz i otworzył je w parę sekund.
Zaczęliśmy szukać Hurstów; znalezliśmy ich ukrytych w piwnicy. Po boginie nie było nawet
śladu.
Stracharz nie tracił czasu.
- Musicie stąd odejść, natychmiast - poinformował starego farmera i jego żonę. -
Obawiam się, że nic tu więcej nie zdziałacie. Spakujcie najpotrzebniejsze rze-cZy i ruszajcie.
ResztÄ™ zostawcie mnie.
_ Ale dokąd mamy pójść? - pani Hurst wyglądała, jakby lada moment miała wybuchnąć
płaczem.
- Jeśli zostaniecie, nie gwarantuję, że przeżyjecie to starcie - oświadczył brutalnie
stracharz. - Macie krewnych w Adlington. Będą musieli was przyjąć.
- Kiedy będziemy mogli wrócić? - Pan Hurst wyraznie martwił się o swój dobytek.
- Najpózniej za trzy dni - odparł stracharz. - Ale nie martwcie się o farmę, mój chłopak
zrobi, co trzeba.
Gdy się pakowali, mistrz polecił mi zająć się pracą na farmie. Wokół panował spokój, nie
widziałem żadnych kamieni, najwyrazniej bogiń odpoczywał. Wykorzystując zatem okazję, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl