[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chodzmy na pole do gry - powiedział, nienawidząc swojego sztyw
nego tonu.
Ale nie rezygnowała. Twarz się jej wypogodziła, oczy zabłysły.
- Mam wrażenie, że już zaczęliśmy grę - wymruczała, wywołując u nie
go kolejny wybuch śmiechu.
Jakieś głęboko w nim ukryte emocje szukały ujścia.
Znalazł się w tarapatach. Lubił ją. Ogromnieją lubił, a to niepokoiło go
o wiele bardziej, niż gdyby jej tylko pragnął.
1Z
Zanim siÄ™ potkniesz, upewnij siÄ™,
czy główny amant jest w pobliżu, tak by mógł cię podtrzymać.
JD igglesworthowie mają na tyle duży trawnik, że można zagrać w kro
kieta z sześcioma bramkami, chociaż na brzegu pola trzeba uważać - po
kazał gestem wzgórze, nieco oddalone od miejsca, gdzie stali. - Tam jest
skarpa. Kiedyś były to mokradła, ale zarosły wiele lat temu.
Lady Agatha obserwowała teren.
- Bramka to ten metalowy łuk? - zapytała.
- Tak. Celem gry jest posłanie w określonym porządku kul, nasze są
czarno-niebieskie, przez bramkę i uderzenie w tamten słupek na końcu
pola. - Wskazał miejsce, gdzie Hobbs wbijał w ziemię kołek. - A potem
musimy w odwrotnej kolejności cofnąć się na ten kraniec pola i uderzyć
w słupek tutaj.
- To nie wydaje się zbyt skomplikowane - uznała niepewnie.
Uśmiechnął się pobłażliwie.
- Wyzwaniem jest obecność innych graczy. Trzeba przejść wszystkie
bramki w jak najmniejszej ilości uderzeń, a każda para po kolei ma tylko
jedno uderzenie. PuszczajÄ…c jednak kulÄ™ przez bramkÄ™, zdobywa siÄ™ do
datkowÄ… kolejkÄ™.
Zmarszczyła brwi, więc zdecydował, że nie będzie komplikować spra
wy wyjaśnianiem, co to jest krokietowanie, a co skrokietowanie. Wytłu
maczy jej to dopiero wtedy, gdy zajdzie potrzeba, co było raczej mało
77
"
prawdopodobne. Towarzystwo w Little Bidewell było znane z tego, że
grało aż do znudzenia uczciwie.
- Zwietnie - powiedziała. - Co dalej?
- Kulę uderza się płaską stroną młotka. Może spróbuje pani kilka razy
przećwiczyć uderzenie? Proszę wziąć go w obie dłonie i machnąć parę
razy, by go poczuć w rękach.
Chwyciła rączkę na samym końcu, jakby to była laska.
- W ten sposób?
- Niezupełnie. Obiema rękami.
Pokazał na własnym młotku. Chwyciła młotek pośrodku, jakby miała
mu skręcić kark.
- Proszę się odsunąć, gdy będę uderzać kulę.
Posłuchał, a ona zamachnęła się młotkiem tak, że wyleciał jej z rąk,
uderzył o ziemię i potoczył po trawniku. Zmarszczyła nos.
- Rozumiem, że nie w ten sposób?
- Raczej nie.
- Obawiam się, że nie dam rady - westchnęła ciężko.
Przyjrzał siej ej uważnie. Wczoraj wieczorem wspinała się po bluszczu,
a dzisiaj twierdzi, że nie da rady? Odsunął podejrzenia. Nadal czekał na
odpowiedz na telegram, który rano wysłał do Londynu. Dopóki nie nadej
dzie, nie powinien jej podejrzewać.
I czyż nie jest to świetna wymówka? - drażniło się z nim sumienie, gdy
odwracał oczy od jej kobiecej sylwetki.
Uniosła szelmowsko brwi. Doskonale wiedziała, jak działa na niego
i wszystkich innych dżentelmenów z Little Bidewell. Była przyzwyczajo
na do tego, że mężczyzni się za nią oglądali.
- Czy mogę wziąć pani rękę? - Wyciągnął swoją, a ona bez słowa po
dała mu dłoń. - Proszę tę rękę ułożyć o tak. - Przesunął jej palce prawie na
koniec młotka, oplatając je wokół trzonka. - A tę rękę tutaj.
Jedną dłonią prawie zakrywał jej obie. Miała drobne palce, skórę ciepłą
i gładką.
- Zwietnie. - Zabrał rękę i cofnął się.
- Dziękuję. Tak jest dużo lepiej - powiedziała, nieudolnie uderzając
w kępkę trawy.
Zmarszczył brwi. Chwyt miała mniej więcej poprawny, ale nie potrafiła
uderzyć młotkiem tak, jak należało.
- Pan marszczy brwi! - zawołała. - Proszę mnie nie oszczędzać, sir Ellio
cie. Najbardziej na świecie nie znoszę nieudolności. W czym tkwi problem?
- Pani zamach.
- Mój zamach?
78 '
- Jest nierówny. Musi się pani bardziej pochylić, tak by pani ramiona
zwisały z barków... nie, nie tak - powiedział, gdy idąc za jego instrukcją,
zgarbiła się nad kulą jak kura na grzędzie. - Proszę się odsunąć od kuli...
chociaż może lepiej nie.
Zrobiła duży krok do tyłu i teraz była zgięta wpół. W tej pozycji jej
pośladki były wypięte, a dopasowana jak rękawiczka suknia jeszcze je
uwydatniała. Zaschło mu w ustach.
Wyprostowała się. W jej postawie, a nawet linii brwi widać było znie
chęcenie. Ale było coś jeszcze. Zmiech. Cała ta sytuacja ogromnie ją ba
wiła, gotów był się założyć o całą bibliotekę swojego ojca.
- Hm, czy mógłby mi pan to jakoś pokazać? - spytała szorstko.
O tak, mógłby. Nie byłoby to przyzwoite, ale miał wrażenie, że ona świa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- Brockway Connie MĂłj najdroĹźszy wrĂłg
- Dale_Ruth_Jane_Klopotliwy_poczatek
- Benchley Peter Bialy rekin
- Harris, Thomas Hannibal
- Zelazny Roger Amber 08 Znak Chaosu (pdf)
- Butler, Octavia X3, Imago
- Lato w Wenecji Wallington Vivienne
- Homer Iliada
- Sandemo_Margit_32_Sindre,_mój_syn
- The Doom Brigade Margaret Weis
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- duzyformat.htw.pl