[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gotowiu.
– Dzień dobry! – krzyknął Sternau również po angielsku. – Pytacie, kim jesteśmy, ale nas jest
dwóch, więc my raczej mamy prawo pytać, kim jesteście, senior?
Mały zauważył ogromną postać Sternaua, jednak bez strachu odpowiedział:
– Macie rację. Na prerii dwaj mają pierwszeństwo, chociaż mnie nie przeszkadza, czy naprze-
ciwko mnie stoi dwóch czy pięciu. Zresztą nie mam potrzeby wstydzić się mego nazwiska. Sły-
szeliście może już o myśliwym, którego nazywają małym André?
– Nie.
– Hm, widać nie jesteście z tych pięknych stron.
– Naturalnie, że nie.
– A to co innego. Ten mały André, to ja. Właściwie nazywam się Andréas Straubenberger.
– Straubenberger? – zapytał Sternau zdziwiony. – Jesteś pan Niemcem?
– Tak.
– Tak, to niech pan opuści tę flintę, do diabła – rzekł Sternau po niemiecku. – Ja także jestem
Niemcem.
Mały podskoczył z radości, a opuszczając strzelbę, zawołał:
– Pan? Ach jak mnie to cieszy! Z którego landu?
– Z Moguncji.
– Z Moguncji? Tam mieszka mój brat.
Sternau pomyślał chwilę.
– Gdzie?
– W Kreuznach.
– Ach, to może chodzi o Kurta?
Przy tym pytaniu podskoczył mały jeszcze wyżej, tak, że mało nie spadł z siodła.
– Jak? Co? Zna pan mego Kurta? – pytał z radością.
– Bardzo dobrze.
– Do stu piorunów! A ja chciałem do pana strzelać!
– To by było trochę trudne – odrzekł Sternau z uśmiechem.
– Dlaczego? Przecież pan jest kawał chłopa, więc chybić bym nie mógł. Ale skąd pan jedzie?
– Jedziemy z Guyamas do Paso del Norte albo fortu Guadalupe.
– Do kogo w Paso del Norte?
– Do Juareza.
– A do kogo w forcie Guadalupe?
– Do niejakiego Pirnero.
– Tego znam bardzo dobrze. Pochodzi z Saksonii. Co do Juareza, to nie znajdziecie go już w
Paso del Norte.
– Nie? A gdzie?
– Hm, może tu, a może tam, w lesie albo na prerii.
– Pan zna miejsce jego pobytu, tylko nie chce nam powiedzieć!
– Tak, bo nie mam przyjemności znać panów.
– Moje nazwisko Sternau. Mały zmarszczył czoło.
– Sternau? Hm, zdaje mi się, że już gdzieś słyszałem. Aha, przypominam sobie, seniorita Re-
sedilla wspominała o nim. Jakiś Sternau mieszkał w hacjendzie del Erina, ale zniknął bez wieści.
41
– To ja.
Mały aż otworzył gębę z podziwu.
– Ten sam? To pan?
– Tak.
– Niemożliwe.
– Dlaczego? – zapytał Sternau, uśmiechając się nieco.
– Bo tamtego Sternaua wszyscy nazywali Księciem Skał.
– Ma pan na myśli Matava-se? To właśnie ja.
Tego było już trochę za wiele.
– Ależ pan zniknął...! – zawołał całkiem zdezorientowany.
– Słusznie! Teraz jednak powracam.
– W głowie mi się kręci! Czy pan wie, z kim pan zniknął?
– Naturalnie, muszę przecież to wiedzieć – rzekł śmiejąc się.
– To z kim?
– Chce mnie pan przeegzaminować?
– Tak – przyznał André szczerze. – O! To byłby prawdziwy cud, gdyby Książę Skał tak nie-
spodziewanie się zjawił. Ale kto to, co to za ludzie?
Właśnie nadjechała reszta towarzystwa.
– To właśnie ci, z którymi zniknąłem. Obok mnie stoi Niedźwiedzie Serce, wódz Apaczów.
– Do diabła! – krzyknął mały, oglądając uważnie wodza.
– Ten, który jedzie na przodzie, to Bawole Czoło, wódz Mi eków. Za nim jedzie dwóch braci.
Jeden jest zięciem hacjendero z del Erina, jeżeli pan o nim słyszał.
– Piorunowy Grot?
– Tak.
– Niech to piorun! Przestań pan, bo naprawdę mi się w głowie pomiesza. Co za spotkanie! Co
za przypadek!
– Wierzy pan teraz, że to ja jestem Sternau?
– Naturalnie. Ten meksykański strój wprowadził mnie w błąd. Proszę o wybaczenie, oto moja
ręka! Zsiądźmy z koni na chwilę, muszę panu coś ważnego powiedzieć.
Zeskoczyli. Niedźwiedzie Serce nie zrozumiał wprawdzie ani słowa z całej rozmowy, widząc
jednak, że zsiadają z koni, poszedł za ich przykładem.
Właśnie nadjechali pozostali.
– Spotkanie, jak widzę, można wiedzieć z kim? – spytał hrabia.
– Z moim rodakiem – odrzekł Sternau. – Jest westmanem, nazywa się mały André i ma mi coś
ważnego powiedzieć. Dlatego proszę, odpocznijmy chwilę.
Konie puszczono wolno, całe towarzystwo usiadło na bujnej trawie. Ze zdziwieniem zauważył
André, że w towarzystwie znajduję się dwie damy. Przede wszystkim jednak przyglądał się hra-
biemu.
– Zna pan hiszpański? – zapytał Sternau małego André.
– Tak trochę.
– Proszę więc mówić w tym języku, a wszyscy pana będą rozumieli. Co chciał mi pan powie-
dzieć?
– Najpierw to, że Juareza nie ma już w Paso del Norte.
– To mi już pan powiedział.
– Ale pan chciał wiedzieć, gdzie się obecnie znajduje? Jest w pobliżu. Muszę jednak pana za-
pytać, z kim pan trzyma, z Francuzami czy z Meksykanami.
– Z nikim. Jeżeliś pan już słyszał o mnie, to musi pan wiedzieć, że ja pozostaję bezstronnym.
42
– Tak, to prawda. Otóż, Francuzi zajęli Chihuahua. Stamtąd wysłali kompanię wojska, by za-
jęli Guadalupe, lecz Niedźwiedzie Oko ze swymi Apaczami wybili ich, co do jednego.
– Uff! – odezwał się Niedźwiedzie Serce, słysząc o Apaczach. – Niedźwiedzie Oko? Kto to
taki?
– Kiedy Niedźwiedzie Serce zniknął, – wyjaśnił André – miał młodego brata, który ciągle
szukał Niedźwiedzie Serce, a kiedy został sławnym wojownikiem, nazwano go Niedźwiedzie
Oko. Uwierzył, że biali zabili jego brata, dlatego przy każdej okazji ściągał z nich skalpy. Teraz
jest on najdzielniejszym i najsławniejszym wodzem Apaczów.
– Uff!
Tylko jedno słowo wyszło z ust starego Indianina, ale w nim grała cała skala braterskiej miło-
ści, wdzięczności i radości. Nikt nie potrafi tak, jak Indianin w jednym słowie zamknąć całe mo-
rze uczuć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Home
- Klasyka kiliteratury kobiecej 10 Czarny BÄ‚Å‚g Rodziewiczowna Maria
- May_Karol_ _Kozak_(SCAN dal_966
- 02. May Karol Krolowa Cyganow
- 25 Anioł o czarnych skrzydłach
- Bond Stephanie śąona Nie ma takiego sśÂ‚owa
- Cartland Barbara Znak miśÂ‚ośÂ›ci
- Buhnemann, Annika Auf die Freundschaft!
- Boris Vian Piana zśÂ‚udześÂ„
- Agata Christie Obligacje za milion dolarów
- Hughes Charlotte Gra o mśÂ‚ośÂ›ć‡
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- patryk-enha.pev.pl