[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Angolos otoczył ją ramieniem i skierował ku drzwiom.
- Musimy omówić pewne rzeczy - powiedział. Georgie zadrżała.
- Jest ci zimno? - spytał, wyczuwając, że drży.
- Nie
Do tej pory Angolos koncentrował się wyłącznie na stanie zdrowia Nicka. Teraz, gdy
niebezpieczeństwo minęło, jego logiczny umysł zajmie się szukaniem odpowiedzi na pytanie, kto
ponosi odpowiedzialność za wypadek.
- Może wstąpimy do kawiarni? - zaproponowała, gdy wyszli na korytarz.
- Nie przepadam za szpitalami. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, może usiądziemy gdzie indziej?
- Oczywiście.
- Wiem o czym chcesz mówić - powiedziała.
- Bardzo wątpię - odparł oschle.
- A jednak wiem. I chcę ci od razu zakomunikować, że czuję się tak strasznie, że nic, co powiesz, nie
może pogorszyć już tego stanu ducha. Gdybym zamiast zajmować się tym przeklętym przyjęciem, po-
szła z Nickym na basen, jak mu obiecałam, nie leżałby teraz w szpitalu.
- Gdybym ja nie wypadł z domu jak niedojrzały młokos, gdybyśmy się nigdy nie spotkali...Takie rozu-
mowanie jest jałowe, nie ma żadnego sensu.
148
KIM LAWRENCE
- Możliwe. Nie winię cię, że trzasnąłeś drzwiami. Zachowałam się okropnie. W ogóle idea tego
przyjęcia była głupia. Chciałam je urządzić, żeby zaimponować twojej matce i znajomym. A także
Soni.
Dlaczego jej?
- Bo chciałam ci pokazać, że jej dorównuję.
- Skąd u licha pomysł, że chcę, abyś była do niej podobna?
- Bo jest piękna, umie się znalezć w towarzystwie, a twoja rodzina uważa, że była dla ciebie stwo-
rzona. A także dlatego, że cierpię na nieuleczalną głupotę. Ale dziś przestałam sobie zaprzątać głowę
Sonią. Ten człowiek, który dzwonił w sprawie mojej torebki, to był prywatny detektyw. Zostawiłam ją
u niego w biurze. Zleciłam mu odszukanie moiei matki.
- No i znalazł ją?
- Nie żyje od dwóch lat. Ale mam przyrodnie rodzeństwo. Brata i dwie siostry.
Angolos otworzył ramiona, a Georgie wtuliła się w niego.
- I pomyśleć, że tak na ciebie nakrzyczałem. Byłem zły, bo się bałem, że coś ci się stało. Bardzo
przepraszam.
- Nie wiem, dlaczego tak się śmiałam. Coś mnie naszło.
- Pewnie histeria. Objął jej twarz dłońmi i zwrócił ku sobie. To był mocny, namiętny pocałunek i
zarazem czuły. Georgie zawirowało w głowie.
- Och, jakie to miłe - zdążyła westchnąć, nim znowu ją pocałował.
Georgie miała kolana jak z waty i trudem stawiała
POWRÓT DO GRECJI
149
kroki. Wziął ją pod ramię i poprowadził za drzwi na czworokątne patio, małą oazę zieleni w
antyseptycznym wnętrzu szpitala.
- Skąd wiedziałeś, jak tu trafić? - spytała, dotykając drzewka cytrynowego. - Nie widziałam po drodze
żadnych znaków ani napisów.
- Bywalcy znajÄ… drogÄ™.
- Bywalcy?
- Dawniej było tu tylko kilka ławek na kamiennych płytach. Poprosiłem znajomego architekta, żeby
zaprojektował to miejsce inaczej.
- Piękny gest!
Słyszała, że Angolos dawał pieniądze na różne dobroczynne cele, zawsze zresztą anonimowo, ale ten
projekt był zupełnie inny, miał osobiste piętno.
- Widzisz tamte drzwi? - spytał nagle. Georgie powiodła wzrokiem za jego palcem.
- Za nimi jest oddział onkologiczny.
- Dla chorych na raka?
- Tak - potwierdził.
- Leczył się tu ktoś, kogo znałeś?
- W pewnym sensie. Przeważnie leczono mnie w Londynie, ale spędziłem sporo czasu również tutaj.
- Byłeś chory? Miałeś ra...
- Tak. Wykryto u mnie nowotwór.
Georgie spojrzała na Angolosa, ale wzrok jej zmętniał, ledwo rozróżniała zarysy jego kochanej
twarzy. To chyba jakaś pomyłka. On jest przecież taki silny. Ze zbielałych warg wyrwał jej się bez-
wiednie jakiś zdławiony dzwięk i podpierana przez Angolosa osunęła się na ławę z gładko
ostruganego pnia drzewa.
150
KIM LAWRENCE
- Nie chciałem cię przestraszyć - powiedział, klękając przy niej i łącząc jej palce ze swoimi.
Spojrzała na ich splecione dłonie.
- Teraz już jesteś zdrów? Już go nie ma?
- Tak. ZniknÄ…Å‚.
- Kiedy?
- Dostałem potwierdzenie w dniu, gdy się poznaliśmy.
Wyswobodziła dłonie i objęła się ramionami obronnym gestem. Wciąż jeszcze szok działał na nią
odrętwiające Zamknęła oczy i pod powiekami nagle ujrzała jego twarz, taką samą jak tamtego dnia.
- To dlatego tak schudłeś. Byłeś chory, kiedy mnie ratowałeś, jak tonęłam.
- Ty byłaś w znacznie gorszej sytuacji.
- Nie ma się z czego śmiać. Och, powinnam wiedzieć. Czemu mi nie powiedziałeś?
- Wiedział tylko Paul. I gdyby nie on, już bym pewnie nie żył.
- Nie mów tak! Zawsze lubiłam Paula. Och, czyli, gdy się spotkaliśmy, nie wisiał już nad tobą wyrok
śmierci?
- Zasadniczo tak.
- I można powiedzieć, że nie byłeś, jak to się mówi, w normalnym stanie umysłu. To wiele tłumaczy.
Właściwie wszystko.
- Co na przykład?
- Przyznaj, Angolosie, że w normalnym stanie umysłu nie zwróciłbyś uwagi na dziewczynę taką jak
ja, nie mówiąc o małżeństwie z nią. Nic dziwnego, że twoja rodzina nie akceptowała mnie.
Przecież pozbył jej się, jak tylko oprzytomniał,
POWRÓT DO GRECJI
151
i doszłoby w końcu do rozwodu, gdyby nie Nicky. Niepotrzebnie przywiązywała do tego wszystkiego
takÄ… wagÄ™.
- Popatrz na mnie-powiedział, rozprostowując jej ręce i biorąc ją za przeguby. - Tego rodzaju choroba
zmienia człowieka, niekiedy bardzo głęboko.
- Można to sobie wyobrazić, ale mnie jest trudno.
- Sprawia, że człowiek - w każdym razie tak jest ze mną - zaczyna widzieć wszystko inaczej. Ja od-
kryłem, że nie bardzo podoba mi się facet, którym się stałem. Byłem bogaty i co z tego? Mogłem się
nadal bogacić. Umiem zarabiać pieniądze, ale czy dały mi szczęście? Postanowiłem, że jeśli dostanę
drugą szansę, zacznę żyć inaczej. I tamtego dnia, gdy zobaczyłem cię na plaży, nie znajdowałem się
bynajmniej w stanie psychicznej nierównowagi. Przeciwnie, uważam, że nigdy mój umysł nie
pracował jaśniej.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Ponieważ nie chciałem, żebyś patrzyła na mnie jak na...
- Nie byłoby tak.
- JesteÅ› pewna?
- Może masz rację - westchnęła z wahaniem.
- Gdy jest się chorym, ludzie patrzą na człowieka przez pryzmat jego choroby. Niektórzy nie umieją
sobie z tym poradzić; być może, przypomina im to, że i oni są śmiertelni. Ostrzeżono mnie, że terapia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dona35.pev.pl